Kto może być klezmerem

Obiecałam jeszcze nawiązać do moich zeszłotygodniowych wrażeń krakowskich. Tekst napisany, pojutrze w kioskach, a ja się tu zajmę tytułowym pytaniem, do którego zainspirowały mnie warsztaty klezmerskie.
Prowadził je klarnecista Christian Dawid (przez w), Niemiec, wbrew nazwisku raczej bez korzeni żydowskich, ale zafascynowany muzyką klezmerską od dawna (jego pierwszy zespół nazywał się Klezgoyim 🙂 ), podobnie jak towarzysząca mu żona, Holenderka Sanne Moericke. Warsztaty były dla początkujących i dla zaawansowanych. Ja odwiedziłam te ostatnie. Uczestników było kilkunaścioro, dominowały skrzypce i klarnet. Christian najpierw uczył ich melodii – na ucho, stosując swoistą mnemotechnikę: próbując dedukować sens danej frazy (energiczne otwarcie, utwierdzenie, kontrast) i zastanawiać się wspólnie, co powinno teraz nastąpić, czy przejście do innej tonacji, a jeśli tak, to do jakiej. Bardzo to było skuteczne, wciąż sobie tę melodię nucę.
Potem powiedział: no to niech będzie jak na kursach mistrzowskich. Kto nam coś zagra? Zgłosił się młody chłopak, Polak, także klarnecista, i zagrał melodię klezmerską używając charakterystycznych sposobów grania. Było to tylko może trochę za szybkie i Christian spytał: czy grasz ten utwór do tańca, czy do słuchania? Do słuchania, właściwie tak dla siebie – odpowiedział chłopak. – Graj bardziej tajemniczo. Graj tak, jakbyś wymyślał tę muzykę w tej chwili – poradził mu Christian.
No i jak to jest? Niemiec uczy Polaka żydowskiej muzyki. To mi przypomniało, jak na początek cyklu odczytów o muzyce żydowskiej, jakie kiedyś wygłaszałam, zadałam pytanie: co to właściwie jest muzyka żydowska? Czy to muzyka pisana przez Żydów, czy na motywach żydowskich oparta? Czy oratorium Mendelssohna o świętym Pawle jest muzyką żydowską, a Uwertura na tematy żydowskie Prokofiewa – nie? To trochę problem wymyślony. Taki Ravel na przykład czuł muzykę hiszpańską jak nikt inny, a był pół-Francuzem, pół-Baskiem. (I on napisał parę pięknych Pieśni hebrajskich…)
W zeszłym roku gościł w Warszawie Giora Feidman, jeden z najwspanialszych klarnecistów żydowskich. Było z nim spotkanie – dość kameralne, dla muzyków. To nie tylko genialny muzyk, ale fantastyczny człowiek. Zaczął od pytania: kto jest klezmerem? Otóż klezmerem jest każdy z nas. Dlaczego? Wyraz ten pochodzi od dwóch słów hebrajskich: kle – narzędzie i zemer – muzyka. A że i my sami możemy wykonywać muzykę, choćby wyłącznie głosem, stajemy się w tym momencie narzędziem muzyki.
Opowiadał różne historie ze swego życia. Szczególnie zapadło mi w pamięć, jak grał w szpitalu w Izraelu dla chorych, a leżeli tam zarówno Żydzi, jak Arabowie. Giora podchodził chętnie do Arabów, którzy byli tam osamotnieni, bez odwiedzających rodzin. Grał bardzo różne rzeczy, ma wszechstronny repertuar. Raz spytał pewnego młodego Araba, co chciałby usłyszeć? „Zagraj mi tę samą piosenkę, którą grałeś wczoraj” – poprosił Arab. Od słowa do słowa, okazało się, że chodziło o wolną część Koncertu A-dur Mozarta – jeden z najpiękniejszych (według mnie przynajmniej 🙂 ) utworów. „I zrozumiałem, że to też jest piosenka” – spuentował Giora.
Tutaj można znaleźć trochę jego nagrań. Bardzo różne rzeczy – także przepiękny Piazzolla. W końcu Giora urodził się w Buenos Aires…