Niech żyje starszość!

Wbrew pozorom to nie będzie podjęcie tematu przewijającego się w naszych ostatnich pogaduchach, a wynikłego z wymienienia przeze mnie pewnego filmu Zanussiego. Będzie to odpowiedź na apel Owczarka – bo jakże odmówić takiemu pięknemu zdaniu łacińsko-góralskiemu (nie wiedziałam, że owczarki znają łacinę 🙂 )?
Starsi Panowie Dwaj. To jeden z tych artystycznych związków, które wciąż zdumiewają. Idealne porozumienie, idealne zgranie muzyki i słowa, a i ta muzyka, i to słowo w najlepszym gatunku. Wdzięk, dowcip, melancholia, rozmarzenie – ale przede wszystkim połączenie dwóch, wydawałoby się, sprzecznych cech: elitarność i prostota. Szlachetna prostota. Tyle lat minęło, a wciąż tylu ludzi zna na pamięć prawie wszystkie piosenki Kabaretu Starszych Panów (sama spotkałam wiele takich osób w bardzo różnym wieku). Póki tak jest, nie jest źle…


Jerzego Wasowskiego, radiowego technika, i spikera Jeremiego Przyborę połączyło najpierw umiłowanie jazzu, którego słuchali razem jeszcze we wrześniu 1939 roku. Wojna ich rozdzieliła, ale parę lat po wojnie znów się w radiu spotkali i rozpoczęli współpracę – szczęśliwie dla siebie i dla nas. Najpierw był teatrzyk radiowy „Eterek” (1948-1958), później, w 1958 roku, rozpoczęła się siedmioletnia przygoda z Kabaretem Starszych Panów (potem były jeszcze „Divertimenta”).
Dlaczego starsi panowie? Przecież kiedy zakładali kabaret, Wasowski miał 45 lat, Przybora – 43, czyli byli, można powiedzieć, w kwiecie wieku. Przybora opowiadał: „Tytuł tak naprawdę był asekuracyjny – na wypadek, gdybyśmy się w tym kabarecie zestarzeli. Zresztą Jerzy już wtedy miał głowę tu i ówdzie przysypaną siwizną. Ja miałem głowę tu i ówdzie przysypaną włosami i w tych miejscach charakteryzatorka mnie posiwiała, zgodnie z tekstem: Już szron na głowie, już nie to zdrowie…”.
To takie niewinne tłumaczenie. Wszystko – twierdził Pan Jeremi – robili intuicyjnie. Teksty nie były świadomym szyderstwem z systemu, ale te czasem same się po prostu pojawiały, w formie aluzyjek, ale bardzo dyskretnych. (Mimo to w pewnej sprawie Starsi Panowie okazali się prorokami 🙂 ) Jednak autorzy częściej uciekali w świat abstrakcji, bo abstrakcja – mówił Przybora – nie interesowała cenzury. (To prawda, dlatego muzyce dano w tym czasie, po odwilży, święty spokój.) W istocie ich starszość (starszopańskość?) sugerowała: przedwojenność, wartości, inteligencję, klasę, kindersztubę po prostu. I poczucie humoru, bo bez niego inteligentny człowiek nie istnieje.
Pani Wasowska wspomina męża: „Był człowiekiem łatwym we współżyciu, ponieważ był świetnie wychowany. To był pogodny i równocześnie piekielnie smutny facet. Prawdopodobnie brało się to z ogromnej, ścisłej wiedzy o tym Bożym swiecie i z niewiary, że żywot człowieka ma jakiś głębszy sens. Myślę, że dlatego tylu rzeczy się uczył: szukał sensu”. Był człowiekiem renesansu: inżynierem dźwięku, spikerem, aktorem, majsterkowiczem, miał zdolności graficzne. No i pisał piosenki tak, jakby ptaszek śpiewał. To znaczy ponoć nie było to takie pisanie „mozartowskie” (Mozarta obaj uwielbiali, co czasem w tych piosenkach słychać), tylko cyzelowanie, ale efekt był taki, jakby te nutki wypadały z rękawa. Kojarzymy go głównie z kabaretem, a napisał tego tyle, że nawet nie zdajemy sobie sprawy, że to on był autorem zupełnie innego rodzaju hitów, i to bardzo różnych: „Warszawa da się lubić”, „Złoty pierścionek”, „Lubię wrony” czy… „Po ten kwiat czerwony”. Paru mieliśmy takich fantastycznych polskich Gershwinów czy Cole Porterów – drugim był Władysław Szpilman, ale ten był regularnie wykształconym kompozytorem i pianistą, a Wasowski był samoukiem, w co trudno uwierzyć.
O piosenkach Starszych Panów Wisława Szymborska napisała kiedyś, że „nie da się ich wykonywać histerycznie. Żadnego egzystencjalnego wycia i łamania krzeseł”. A przeze wszystkim żadnego fałszu. I w słowach, i w muzyce.
Nie ma tu miejsca na analizowanie pojedynczych piosenek. Dodam więc tylko: kiedyś blogowisko Owczarka szukało hymnu włóczykijów. Nie odzywałam się tam jeszcze wtedy, ale teraz napiszę, że moim prywatnym Hymnem Włóczykija jest:
No i jak tu nie jechać,
Kiedy tak nowy szlak nas urzeka?
Kiedy dal oczy wabi,
Chociaż żal tego, co za nami.
Nie ma nic bez ryzyka,
Tylko widz, tylko widz go unika,
A kto chce być wewnątrz zdarzeń,
Musi żyć wciąż z bagażem.
Musi mieć walizeczkę i koc
I latarenkę na noc.
Zwróćcie uwagę na te kunsztowne rymy. I jak to jest oddane w muzyce!