Czas na naukę dopingu

Nie oglądałam meczu Polska-Belgia. Miałam zaległą robotę. Ale nie musiałam oglądać, żeby wiedzieć, co się dzieje – ryki sąsiadów dokładnie mi uświadamiały, kiedy Smolarek strzelił kolejną bramkę. Potem włączyłam telewizor na ostatnie wiadomości w TVN24, gdzie na zakończenie pokazano parominutową sekwencję przedstawiającą radość kibiców. No i – hm…

Weszliśmy do Euro! Pojedziemy na mistrzostwa! No super. Tylko teraz coś „naszym chłopcom” należy się też od kibiców. A tu co? Obca piosenka – „Guantanamera”, polskie przeboje stadionowe – z jakimiś dziwnymi w języku polskim akcentami (PolSKA, biało-CZERwoni itp. – niech mi kto wytłumaczy, dlaczego tak ma być?), melodii żadnej nie sposób zrozumieć. Jeszcze hymn ryczany nie przymierzając jak w wykonaniu naszego byłego premiera (a uczyć się od obecnego, najwyższy czas! 😀 ). Ja rozumiem – emocje. Ale dlaczego w innych krajach, na innych stadionach, słychać wyraźne melodie i można się domyślać, na rzecz której drużyny, którego kraju są śpiewane? Tamci też się emocjonują! Przypomnę tu raz jeszcze, o co apelował swego czasu na łamach „Polityki” Krzesimir Dębski, zapalony kibic i świetny muzyk, więc wie, o czym mówi. Teraz, kiedy czekają nas mistrzostwa, a w dalszej perspektywie sami mamy je organizować, tym bardziej trzeba wziąć się do roboty i zabrać za naukę dobrego dopingowego śpiewu. W Chorzowie nasi i tak czuli się dobrze, u siebie. Ale na mistrzostwach to już całkiem inna sprawa. Niech nas nie tylko zobaczą, ale i usłyszą, i niech nie będzie obciachu!

Może już jestem nudna z tym śpiewem. Ale tym razem chodzi o polską rację stanu 😀