Niech się mury pną do góry…

W pięknym mieście Wrocławiu na Placu Wolności, niedaleko Opery, jest już duża dziura w ziemi. Ogrodzona. Na ogrodzeniu szumny napis: Narodowe Forum Muzyki. Jak się okazuje, nie jest to nazwa ostateczna obiektu, który w tym miejscu powstanie. Prasa została nawet zachęcona do ogłoszenia w przyszłości konkursu. Ta przyszłość – to dopiero za trzy lata: na wrzesień 2011 r. planuje się zakończenie budowy. Prezydent Rafał Dutkiewicz obiecał po pierwsze, że jeżeli dotacja unijna zostanie przycięta, to będzie się starał dołożyć z miejskiej kasy, a po drugie – że nie będzie się oszczędzało na jakości materiałów; co najwyżej nie ze wszystkim zdąży się na czas, np. z wystrojem którejś z sal czy z organami, które mają być w tej największej.

Wizualizacje sal koncertowych i głównego foyer pokazywano dziś we wrocławskim Ratuszu. Założeniem jest kontrast z pobliskim, tradycyjnym i ozdobnym gmachem Opery: tu będzie nowocześnie, dwudziestopierwszowiecznie. Największa sala na 1800 osób, kameralna na 180-200, jeszcze w podziemiach dwie sale prób, które również mogą być używane na koncerty i imprezy (jedna na 300, druga na 200 osób). Ma tu być wykonywana muzyka bardzo różna, sale mogą być też wynajmowane w celach kongresowych.

Pytanie, czy te sale, zwłaszcza największą, na koncertach da się zapełnić. Powstanie obecnego, niewygodnego gmachu Filharmonii Wrocławskiej (nowy ma być jej docelową siedzibą) z dość paskudną i niedużą salą koncertową zainicjował 40 lat temu jeszcze Andrzej Markowski jako rozwiązanie prowizoryczne; wiadomo, że prowizorki w tym kraju żyją najdłużej. Ale i tę salę w sezonie niełatwo zapełnić. Choć Wrocław jest jednym z najbardziej umuzycznionych miast w Polsce – na koncertach festiwalu Wratislavia Cantans zawsze są tłumy. Ale te koncerty najczęściej są w kościołach. Obecny szef artystyczny Paul McCreesh chce wprowadzić koncerty symfoniczne do nowego centrum, kiedy zostanie wybudowane.

Miasto ma na szczęście świadomość, że nowa sala musi być dla kogoś. Mają więc tu działać specjalne programy edukacji muzycznej; będzie też więcej klas muzycznych we Wrocławiu. Mnie się jeszcze marzy, żeby w nowym centrum od czasu do czasu pojawiała się impreza podobna do Szalonych Dni Muzyki w Nantes (które zresztą co roku poprzedzane są cyklem zajęć edukacyjnych w mieście i okolicy), tylko potrzeba jeszcze takiego menedżera-wizjonera, jakim jest twórca i szef nantejskiej imprezy, Rene Martin.

W Polsce powstaje jeszcze w tym czasie druga duża sala: Opera i Filharmonia Podlaska (zwana też szumnie Europejskim Centrum Sztuki) w Białymstoku. Ten gmach ma powstać wcześniej – już w przyszłym roku. Ministerstwo Kultury deklaruje swoje wsparcie. Sala ma być tak sprytnie wybudowana, żeby można było dzielić widownię; w swoim maksymalnym wymiarze ma mieścić 1000 osób (wynajmy na kongresy również są przewidziane). To będzie pierwsza opera na Ścianie Wschodniej (ma działać najprawdopodobniej na zasadzie impresaryjnej, bez stałego zespołu). Tymczasem ma już ona wielu wrogów. Pytają: dlaczego i po co komu opera, czy nie ma ważniejszych spraw, szkoda pieniędzy, no i w ogóle jest za duża.

Zamierzam się tam wybrać i wybadać teren, ale myślę, że i tam bardzo szybko trzeba zadecydować o rozwoju muzycznej edukacji. I przeprowadzić to sensownie. No bo inaczej – faktycznie, dla kogo to?