A mnie się Lizbona nie podoba!

0eu450.jpg

Fot. Rock Cohen, Flickr, CC by SA

Nie miasto oczywiście, które uwielbiam, byłam tam parę razy i czasem nawet po nocach mi się śni. Chodzi mi o traktat lizboński. I to nawet nie o to, co w nim jest, a o to, czego w nim nie ma.

Otóż, ustępując rozmaitym obsesjom niektórych państw, postanowiono zrezygnować z zapisów o symbolach Unii Europejskiej – fladze i hymnie. Wszystko po to, by uniknąć kojarzenia Unii z superpaństwem. Tak jakby symbole o tym superpaństwie przesądzały.

Flagę z gwiazdkami i Odę do radości z IX Symfonii Beethovena jako hymn przyjęła jeszcze Rada Europy w 1972 roku, a Unia Europejska przejęła w 1985 roku. I jakoś nikomu nie przychodziło do głowy, że mogłyby one wyprzeć flagi i hymny poszczególnych krajów członkowskich. Bo niby dlaczego? Państwa to państwa, a unia to unia – unię tworzy się razem.

Nawet specjalnie przyjęto jako obowiązującą wersję instrumentalną Ody, by nie faworyzować żadnego z języków europejskich. Poproszono Herberta von Karajana, by opracował tę wersję, żeby jakoś się wyraźnie zaczynała i kończyła. Ale w poszczególnych krajach się ją śpiewało – w Polsce głównie przekręconego Gałczyńskiego (nie spotkałam w necie wersji bez błędu), co zresztą narusza prawa autorskie poety, ponieważ w grudniu minie dopiero 55 lat od jego śmierci. Powstał więc projekt, by używać uniwersalnego tekstu łacińskiego.

Ale i tego byłoby dla obsesjonatów za wiele. Flagi i hymnu ma więc nie być. Ja się pytam – co komu przeszkadzała Dziewiątka (poza oczywiście takimi jak foma, którzy nie znoszą Beethovena)? Fakt, przesłanie tekstu Schillera łatwe do zrozumienia nie jest, o czym zresztą swego czasu pisałam, ale czy Oda obraża kogoś? Czy narusza czyjeś poczucie państwowości?

No, nie podoba mi się to. I juszszsz… (że splagiatuję zeena)