Dobry brat Mozart (3)

0Mozart450.jpg 

I znów wracam do pasjonującego tematu: czy i w jaki sposób idee wolnomularskie są odzwierciedlone w twórczości Mozarta?  Znów też będę tu referować opinie zawarte w książce Guy Wagnera Brat Mozart; może nie ze wszystkim łatwo się zgodzić, ale co do wielu szczegółów myślę, że autor (i ci, których cytuje) wie, co mówi…

Zacznijmy od tego, że muzyka odgrywała znaczącą rolę w masońskim rytuale od samego początku. Śpiewano pieśni i hymny, solo i w chórze; z czasem wprowadzono też grę instrumentalną. W lożach francuskich używano sekstetu zwanego Harmonie, składającego się z dwóch obojów, dwóch fagotów i dwóch rożków angielskich; oboje zostały później zastąpione przez klarnety. (W muzycznej bibliotece Zamku w Łańcucie zachowała się transkrypcja fragmentów z Don Giovanniego, La clemenza di Tito i Czarodziejskiego fletu na zestaw dwóch klarnetów, dwóch rogów i dwóch fagotów – czyżby opracowanie do podobnych celów?)

Za Mozarta w Wiedniu już używano różnych instrumentów, choć lubiano też blachę. Mozart w swoich masońskich utworach używał smyczków, dętych (ze szczególnym upodobaniem do basethornów), ale też organów i pianoforte. Istotną rolę odgrywa rytm rytualnych uderzeń młotkiem, z tym, że w lożach męskich opierał się na cyfrze 3, a w żeńskich – 5. Ponoć tzw. rytm punktowany ma obrazować kulejący krok, co z kolei jest symbolem stanu ducha kandydata podlegającego inicjacji. Nuty wiązane mają być symbolem braterstwa, a fuga i kontrapunkt – prac przy wznoszeniu świątyni. (Trudno się więc dziwić, że w Jowiszowej można się dopatrzyć symboliki masońskiej, ale o tym dalej.)

O tonacjach Es-dur (z trzema bemolami) i A-dur (z trzema krzyżykami) już pisałam. Dwubemolowa B-dur wiąże się ze stopniem czeladnika, a jednobemolowa F-dur – ucznia. A C-dur – to podniosły nastrój i światło.

Dlatego jeśli w Kwartecie C-dur KV 465, zwanym dziś Dysonansowym, zadziwimy się owym niesamowitym początkiem pierwszej części, i później rozwiązaniem w pogodną muzykę, to nie bez kozery można pomyśleć, że Mozart ilustrował w ten sposób własne odczucia doznawane w związku z inicjacją – zwłaszcza że jest to pierwszy z sześciu kwartetów, które napisał w darze dla swego przyjaciela Haydna, i to właśnie w tym czasie, gdy i jego wciągnął do ruchu.

Wagner wspomina też w tym kontekście Koncert fortepianowy d-moll KV 466 i Es-dur KV 482, a także Symfonię „Praską” D-dur KV 504 czy świetlisty Kwintet klarnetowy A-dur KV 581; oczywiście także Koncert klarnetowy w tej samej tonacji, z zupełnie boską II częścią. Czarodziejski flet jest oczywiście osobną sprawą, o której długo by pisać. Ale warto się zatrzymać przy ostatniej trójcy symfonii, którą badacze związani z masonerią uważają za doskonale symbolizującą wolnomularski ryt. Tonacja Es-dur i pogodny nastrój pierwszej z nich ma służyć prezentacji ideologii masońskiej, mroczne g-moll symbolizuje udręki kandydata poszukującego drogi ku Światłu (i tam, w przetworzeniu I części i finału pojawiają się dziwne dysonansowe momenty). Wreszcie C-dur – wielka światłość. W finale na koniec wspaniała czterotematowa fuga z adnotacją Per aspera ad astra – wszystko jak trzeba. Budowla zostaje zbudowana.  
 

Grafika: Wiki