Co z tymi Niemcami

Ostatnio u siebie PAK parę wpisów – ten i ten – poświęcił Wagnerowi i Brahmsowi, wychodząc od słów Johna Eliota Gardinera (cytowanych z wywiadu dla pisma „Gramophone”), który po nagraniu płyty z Brahmsem opowiada o tym, jak to nie znosi Wagnera i dlaczego, łącząc w swych zarzutach sprawy techniki kompozytorskiej (brak równowagi między śpiewakami i orkiestrą) i kwestie własnego odczucia (Wagner to „straszne Spätlese” w porównaniu z wytwornymi burgundami, którymi artysta – w domyśle – karmi się na co dzień). Na moją uwagę, że Brahmsa i Wagnera trudno w ogóle porównywać (ich współcześni okopywali się w przeciwnych obozach), w kolejnym wpisie PAK przywołał cytat z Wilka stepowego Hessego, w którym Brahms i Wagner zostali zrównani jako ci, którzy napisali za dużo nut, a ich odmienność od siebie straciła na znaczeniu. „Z pewnego oddalenia tego rodzaju kontrasty stają się coraz bardziej do siebie podobne. Bogate instrumentowanie nie było zresztą osobistym błędem ani Wagnera, ani Brahmsa, było błędem ich epoki”.

Pytanie tylko: dlaczego bogate instrumentowanie ma być błędem? Czy taki Debussy ze swoją nader wyrafinowaną, ale też wielką orkiestrą też się mylił? Albo Bartók? Albo Strawiński?

Mam wrażenie, że nawet sami Niemcy – myślę tu właśnie o Hessem, ale nie tylko – stali się już niewolnikami stereotypu, wiążącego się z niemieckością: ciężkie, bo niemieckie. Owszem, jest coś w niemieckości bliskiego ziemi, dosadnego, stawiającego kropki nad i nawet wtedy, gdy lepszy byłby przecinek… Tak się to zwykle widzi. A nawet tak, jak zobaczyli to Francuzi w zacytowanej również przez PAK-a reklamie swego nowego modelu Citroëna (jeszcze śmieszniej, że hasło reklamowe pada po… angielsku).

A jak jest teraz? Czy Niemcy wciąż piszą „za dużo nut”? Na to pytanie może spróbujemy uzyskać odpowiedź podczas festiwalu Sacrum Profanum, na który wybieram się jutro. Będę tam do piątku; nie zostaję niestety na występ Kraftwerk, któremu w tym kontekście niektórzy z obserwatorów się dziwują, a mnie się ten pomysł podoba i żałuję, że tam nie będę, ale wzywa mnie już w tym czasie Warszawska Jesień.

Dużo będzie w radiowej Dwójce transmisji z Sacrum Profanum, praktycznie codziennie coś. Jutro o 20. – inauguracja z Ute Lemper i Minkowskim. W poniedziałek, wtorek, środę i czwartek o 22. – utwory Stockhausena, na które przypada w tym roku szczególny nacisk z powodu jego śmierci w grudniu, ale i 80. rocznicy urodzin, która, gdyby żył, byłaby przecież również fetowana. Ponadto we środę o 19. koncert utworów Heinera Goebbelsa. Ja postaram się pozostałe (ale i te) tu zrelacjonować.

PS. Jak zwykle żałuję, że nie mogę się rozdwoić – w tym samym mniej więcej czasie jest ciekawy festiwal Skrzyżowanie Kultur – pewnie bym na to i na owo zajrzała, gdybym była w Warszawie.