Zmiana warty

No i stało się w końcu, co miało się stać: minister kultury mianował szefem Opery Narodowej Waldemara Dąbrowskiego. Można powiedzieć, wraca nowe. Ale w tym teatrze to raczej dobry powrót: to za poprzedniej dyrekcji Dąbrowskiego zaczął się tam twórczy ferment. Że z niego wynikły różne dziwne rzeczy, że wszyscy po kolei się ze sobą skłócali – to inna sprawa i nie tylko polskie piekiełko, lecz wiele odmiennych jeszcze powodów. Ale ogólnie jest to, mam nadzieję, wiadomość pozytywna. Gorzej niż w ciągu ostatnich dwóch lat na pewno nie będzie.

Pytanie, jak się odnajdzie w sytuacji powrotu Mariusz Treliński, któremu zaproponowano dyrekcję artystyczną. Jego poprzedni pobyt na tym stanowisku też miał plusy i minusy. Ja mam nadzieję, że obecna jego dyrekcja – jeśli ostatecznie się zdecyduje – po pierwsze nie wpłynie na jego pracę artystyczną, po drugie będzie się tak różniła od poprzedniej jak wrocławska realizacja Króla Rogera od warszawskiej. Ta warszawska, wyjaśniam tym, co nie widzieli, była feerią plastycznych fantazji, przepiękną wizualnie, ale niewiele mającą wspólnego z treścią. Ta wrocławska, wizualnie skromniejsza, ma jednak niesamowitą psychologiczną głębię. Treliński dojrzał i ciekawam, jak to objawi się w organizacji życia teatralnego. O przyszłej dyrekcji muzycznej też już coś słyszałam, ale na razie nie puszczam farby, bo może się nie spełni. A byłoby chyba nieźle.

Tyle że stało się to tak, jak zwykle takie rzeczy się u nas stają: na początku sezonu. Powie ktoś, że każdy moment jest zły. Ale teraz to szczególnie głupio wygląda, kiedy Michał Znaniecki, p.o. dyrektora artystycznego z nadania Janusza Pietkiewicza, spróbował zmontować coś, co już trochę wykracza ponad smutę ostatnich lat. Zresztą trzon tego zaplanowanego przezeń sezonu trzeba zachować, są już zobowiązania. Znaniecki na pewno chciał dobrze, ile mógł, to inna sprawa.

Żałosne za to było, że zeszłotygodniowa konferencja prasowa na temat sezonu, firmowana przez poprzednią dyrekcję, odbyła się mimo próśb ze strony ministerstwa, żeby ją przełożyć. Że dyrektor Pietkiewicz próbował przekonać dziennikarzy, że nic o żadnych zmianach nie wie. I że opowiadał im (nam), jak to wspaniale teatr ląduje finansowo, podczas gdy nie dalej jak parę tygodni wcześniej apelował do ministerstwa o zwiększenie budżetu o 2,4 mln zł, bo tyle wynosi deficyt. Szkoda gadać po prostu.