Grom w ulu

Jak ja lubię rozmowy o muzyce z kolegami w redakcji. Dziś przy obiedzie jeden z nich, który lubi muzykę, ale zwykle nie ma na nią czasu i cały czas podkreśla, że mało co wie (i zadaje mi różne pytania), opowiadał mi o swoich wrażeniach z odsłuchiwania prezentu, który dostał pod choinkę, a był to komplet 60 płyt z muzyką baroku, który wymieniłam w przedświątecznym prezentowniku „Polityki” (atuty: całkiem przyzwoite, choć nie najnowsze wykonania typu Leonhardt, Brüggen, Kuijken, a przede wszystkim cena). Słucha teraz sobie tych płytek po kolei, a na początku są Koncerty brandenburskie pod Kuijkenem.

– Wiesz co – mówi – a nie uważasz, że Bach to te Brandenburskie pisał na odp…..l? Ja kiedyś myślałem, że je lubię, jak sobie tak słuchałem jednym uchem podczas robienia czegoś innego. Ale teraz słucham w samochodzie; wtedy też coś robię, ale słucham uważniej. No i wydaje mi się, że on to tak sobie odwalał, pisał prezencik dla księcia i mu się spieszyło. Tu sobie wstawił jakiś myśliwski kawałek [oczywiście chodzi o Pierwszy, ostatnią część, ostatnie trio Menueta], a kiedy indziej coś takiego, że chyba musiał być na cyku. Jeżeli to oczywiście sam mistrzunio napisał.

– Cóż takiego? – spytałam zdumiona, trochę jednak podejrzliwie, bo znam jego specyficzne poczucie humoru i nigdy nie wiem do końca, kiedy mówi serio, a kiedy żartem. – No, jak klawesyn tak zasuwa długo, długo, wszyscy cicho siedzą i czekają, a on coś wygrywa całkiem od czapy.

No to oczywiste – chodzi mu o kadencję z Piątego. Teraz sprawdziłam, że z Kuijkenem nagrywał Bob van Asperen, więc faktycznie może tam być gorąco.

– No tak – tłumaczę – to sam mistrzunio i to jest faktycznie odjazd. Tak właśnie miało być. – No, ale jak nawet tam są melodie, to i tak głównie brzęczenie słychać. – Pewnie, bo właśnie ma brzęczeć, jak taka wielka pszczoła. – Pszczoła? Jedna? To całkiem, jakby grom pierdyknął w ul!

I rzeczywiście jak tak pomyśleć, to dziwna jest ta kadencja. Nieproporcjonalnie długa, niespotykana w innych utworach, jedyna w swoim rodzaju. W czasach, gdy się kadencji nie wypisywało (weźmy choćby środek Trzeciego Brandenburskiego, którym są dwa akordy; na nich zwykle improwizowana jest kadencja), ta jest dokładnie, co do nutki, zanotowana. Musiało to być bardzo nowatorskie posunięcie w tamtych czasach. Skoro i dziś wydaje się dziwne…

Nie znalazłam na YouTube tego nagrania. Zamiast niego wpuszczę tu całkiem niedawne i sympatyczne – z najnowszym dzieckiem Claudia Abbado, któremu zachciało się na stare lata zostać historycznie poinformowanym; tak patrząc na niego trudno powiedzieć, po co on jest tam potrzebny, skoro właściwie prawie nie dyryguje. „Pierdyknięcie w ul”  gdzieś koło szóstej minuty odstawia tu Ottavio Dantone, ten od Accademia Bizantina.

No to jeszcze z przekory coś, co w ogóle ula nie przypomina, a jednak jest ciekawostką przyrodniczą. Ale nie jestem pewna, że Bach byłby zachwycony. Bo moim zdaniem jemu właśnie o „pierdyknięcie w ul” chodziło.

Przepraszam za mało eleganckie słówka – jak uznacie, że mam wykropkować, mogę to zrobić 😉