Konstruktywizm jako kicz?

Przypadkowo rozwinięta pod poprzednim moim wpisem rozmówka rozpoczynająca się wokół Malczewskich uświadomiła mi po raz kolejny, jakiej to ja dziwnej jestem formacji. Otóż moje zainteresowanie sztukami plastycznymi, które tak na dobre rozpoczęło się w czasach studenckich, wyszło od zupełnie przeciwnej strony niż to bywa tradycyjnie. Nie jakaś tam muzealna klasyka, nie włoski renesans, nie francuski impresjonizm, a już zwłaszcza nie polskie malarstwo romantyczno-patriotyczne – zresztą romantyzm przez wiele lat był mi kompletnie obcy (a i ten typ patriotyzmu także). Obchodziła mnie tylko sztuka współczesna, a raczej – dwudziestowieczna. A jeśli wcześniejsza, to starzy Holendrzy z Pieterem Brueghelem starszym i Boschem na czele, i praktycznie mało co więcej, choć oczywiście byłam w stanie doceniać różne walory dzieł z różnych epok, ale to właśnie było mi (i wciąż w jakims sensie jest) najbliższe.

Moja przygoda z malarstwem zaś zaczęła się od malarstwa abstrakcyjnego. Gdzieś się kiedyś na te tematy zwierzałam, ale chyba nie tu, prawdopodobnie na blogu Torlina, na którym kiedyś bywałam. Abstrakcja była dla mnie szczególnie łatwo przyswajalna chyba dlatego, że moja główna dziedzina, czyli muzyka, niezależnie od tego, czy ma jakiś program literacki, jest przecież sztuką całkowicie abstrakcyjną. Dlatego malarstwo abstrakcyjne miało dla mnie pewien walor czystości, emocji wywoływanych jedynie przez formę, czyli kształt, kolor, rozmieszczenie na płaszczyźnie i proporcje, tak właśnie, jak w muzyce.

Jednym z kierunków, do których miałam szczególną słabość, był konstruktywizm. Zwłaszcza rosyjski – Rodczenko, Tatlin, Lissitzky, Łarionow, Gonczarowa itp., z Polski Kobro (bardziej niż Strzemiński), Berlewi i jeszcze paru. A na Zachodzie – krąg Bauhausu i neoplastycyzm Mondriana. Z czasem zaczął mnie fascynować los tych kierunków, zwłaszcza w Związku Sowieckim, fakt, jak to się stało (i dlaczego), że ci najbardziej ideowi ludzie zostali największymi wrogami systemu, ale to już osobna historia. (Moim głównym intelektualnym zajęciem w stanie wojennym było tropienie związków sztuki i polityki.) Tak, architektom z tego kręgu zawdzięczamy też nasze koszmarne maszyny do mieszkania. Ale same formy plastyczne były pełne wyrafinowanej, eleganckiej prostoty, opartej na znakomitych proporcjach.

Zmieniało się nastawienie do tej sztuki. Bardzo mnie ujęło swego czasu w Grupie TwoŻywo, że w sposób widoczny odnosiła się (i nadal odnosi) do konstruktywizmu. Kiedy widzę domy typu bauhausowskiego w Gdyni czy Katowicach, patrzę na nie z przyjemnością; wzornictwo też co jakiś czas przeżywa renesans. Trochę więc zaskoczyły mnie wyniki sondy „Dziennika” na Gargamela XXI wieku, które na pierwszym miejscu umieściły nowy gmach TVP. Coś dla mnie jest nie tak w tej sondzie, skoro ten budynek znalazł się (co prawda w niewielkiej odległości) przed bazyliką w Licheniu. Naprawdę, takie spostponowanie Lichenia jest zupełnie niezasłużone…

Ja mam bardzo niejednoznaczny stosunek do różnych realizacji p. Sławka Bieleckiego (którego zresztą znam osobiście, ale to nie ma wiele do rzeczy) i niektóre z nich oceniam jako kicz totalny z ich nawiązaniami do różnych tam dworkowych elementów – taka gargamelowatość właśnie. Ale akurat ten gmach jest inny, jest czymś w rodzaju konstruktywistycznej rzeźby. Owszem, za gęstej, zwłaszcza jak na konstruktywistyczne standardy. Ale ten „zwój” z lewej strony jest oczywistym nawiązaniem do znanego projektu Tatlina. Nie wiem, prawdę mówiąc, co II MIędzynarodówka ma wspólnego z TVP (zwłaszcza że Bieleckiego, starego opozycjonisty, o skłonności do komunizmu nie można podejrzewać) i dlaczego całość formy jest tak przeładowana – bo jest. Ale jest to dla mnie jednak zupełnie inna bajka niż Licheń i o ile Licheń dla mnie jest kiczem bez żadnych wątpliwości, wedle wszelkich zasad kiczowości, to gmach TVP jest raczej przerostem formy nad treścią, ale samo to jeszcze dla mnie kiczu nie stanowi (inna sprawa, czy to będzie funkcjonalne). No i sam fakt, że budowało się to tak długo i pochłonęło taka masę kasy, jest oczywiście naganny. Ale, co znamienne, eksperci wypowiadający się o tej budowli dla „Dziennika” w ogóle nie zauważyli nawiązań do klasyki konstruktywizmu i coś tylko bredzą o szpulce od nici. Niedouczenie?