JPan Pichon i jego korzenie

„Dnia 29 m.r.b. JPan Pichon przejeżdżając przez Nieszawę usłyszał na płocie siedzącą Catalani, która coś całą gębą śpiewała. Zajęło go to mocno…” To początek wiadomości z „Kuryera Szafarskiego”, listu, który w formie gazetki przesyłał 14-letni Chopin rodzicom. Kiedy indziej opisywał żartobliwie, jak to on, inne swoje wiejskie muzyczne przeżycia, nie tylko bierne, ale nawet czynne, bo zdarzyło mu się wystąpić jako basista na wiejskim weselu.

Żarty żartami, ale ślady tych przeżyć zostały w jego twórczości na całe życie. Na Rok Chopinowski przygotowanych jest kilka projektów, których zadaniem jest zapoznanie odbiorców z ludowymi źródłami mającymi odbicie w muzyce Chopina. Jednym z nich jest wystawa otwarta właśnie w warszawskim Muzeum Etnograficznym, która będzie tam czynna do końca maja, a potem ma jeździć po kraju i świecie.

Jest bardzo sympatyczna i ciekawie zaprojektowana (przez tych samych młodych projektantów, którzy wymyślili projekt – naprawdę ładny – polskiego pawilonu na EXPO 2010 w Szanghaju. Nazywa się trochę pretensjonalnie – Zakochany Chopin. Inspiracje mazowieckie. Nie wiem, czemu zakochany, chyba że właśnie w muzyce ludowej. Co jest na tej wystawie? W gablotach zostały wystawione stare polskie instrumenty muzyczne; z niektórymi z nich mógł się zetknąć Chopin, ale niewiele na ten temat wiadomo. Koło każdej gabloty są malutkie głośniczki na patykach wystających ze ściany (tutaj błąd projektantów – część z nich jest za wysoko, a owe patyki czy łodyżki powinny być giętnie, ale nie wypadać ze ściany), z których brzmią dźwięki tych instrumentów: ligawki, dudów czy diabelskich skrzypiec.

Jest też parę instrumentów odtworzonych wyłącznie z przekazów ikonograficznych – suka biłgorajska i fidel płocka – i parę egzotycznych, w tym hinduskie sarangi; to widoczny znak, że z organizatorami wystawy (kuratorem jest sam dyrektor muzeum, Adam Czyżewski) współpracowała ściśle Maria Pomianowska. Co robi, można przeczytać na jej stronie, a nawet posłuchać (także przy dyskografii), także tego, co wraz ze swym Zespołem Polskim wyrabia z Chopinem (a na tubie można posłuchać jeszcze innych, dzikszych jej pomysłów: tutaj czy tutaj). Na wystawie są filmy z występami autentycznych muzyków ludowych, ale też filmy z koncertów m.in. jej zespołu, do którego wciąga też muzyków egzotycznych. Dziś w składzie, jaki zagrał w ramach wernisażu, znalazł się wymieniany tu przy paru okazjach zadomowiony w Polsce Irańczyk Mohammad Rassouli grający na neyu. Był i śpiew gardłowy, i lira korbowa, i cymbały, i nawet duduk. Marysia nie ma kompleksów, że musi być autentyk. I tak można to polubić.

Jeśli ktoś będzie zwiedzał, polecam też katalog z ciekawymi tekstami i dwiema płytkami: jedną z autentycznymi muzykantami ludowymi, drugą w wykonaniu Zespołu Polskiego.

Innym projektem zwracającym uwagę na ludowe korzenie będzie całoroczny program Wszystkie Mazurki Świata, który jest pomysłem Domu Tańca, a współorganizuje go Fabryka Trzciny. Przez cały rok mają trwać działania edukacyjne pod hasłem Mazurek – Reaktywacja: nauka tańców tradycyjnych, śpiewu i gry na prostych instrumentów, poszerzanie wiedzy o muzyce wiejskiej i o jej wpływie na muzykę poważną. Kulminacją, od Poniedziałku Wielkanocnego przez tydzień, ma być festiwal, w ramach którego wystąpią muzycy wiejscy i miejscy z bardzo różnych kręgów, polskich i zagranicznych, gdzie gra się i tańczy mazurki – od Estonii po Wyspy Zielonego Przylądka. Na koniec festiwalu będzie Noc Tańca na Skwerze – filii Fabryki Trzciny, która jest współorganizatorem projektu razem z Narodowym Centrum Kultury. Wszystko – dla dzieci, młodzieży i dorosłych. To może być coś naprawdę świetnego.