Chopin był w Cannes

Fizycznie nie był w Cannes nigdy – owszem, spędził parę miesięcy w nie tak odległej Marsylii, ale tu nie dotarł osobiście. Teraz pojawił w całej okazałości: chyba nigdy żaden kompozytor nie miał tu tak wielkiego konterfektu jak ten na Pałacu Festiwalowym. Pod spodem, tradycyjnie w Audytorium im. Debussy’ego (który zapewne w grobie się przewraca z powodu akustyki tego wnętrza), odbyła się wczoraj gala wręczania MIDEM Classical Awards. Niektórzy z Was jej słuchali i wiedzą, że rzecz odbyła się w totalnym bałaganie; słyszę też, że Sinfonietta Cracovia, którą słyszałam już w lepszej formie, i tak wyszła obronną ręką, bo bidaki tylko przyleciały, miały jedną próbę – i na głęboką wodę. A trzeba było zagrać np. piękną Rapsodię na klarnet i orkiestr autorstwa patrona Audytorium czy Chanson triste Henriego Duparca – wątpię, by dotykali tych utworów kiedyś w życiu. A jeszcze trzeba było na początek zagrać Chaconnę Pendereckiego – po co taki żałobny utwór w takim miejscu i momencie (napisany po śmierci Jana Pawła II), doprawdy nie rozumiem. Bo dlaczego, to łatwo się domyślić…

Jaś Lisiecki też nie bardzo wczoraj wypadł, potrafi lepiej. Ogólnie jednak zaprezentowaliśmy się tu wyraziście po raz kolejny – Polska od lat ma dobrą pozycję na klasycznym MIDEM. Polskie stoisko rzeczywiście po raz kolejny wyróżniało się urodą i klasą, a konferencja Roku Chopinowskiego wypadła tym razem naprawdę przyzwoicie.

Jednak mnie bardziej ciekawi, kiedy Chopin pokazuje się w innych kontekstach. Oglądałam oczywiście codziennie trochę trailerów filmów telewizyjnych z cyklu Avant-Premiere. Dużo rejestracji wydarzeń (znów dużo było Dudamela, tym razem z okazji objęcia przezeń kierownictwa Los Angeles Philharmonic), oper (od Powrotu Ulissesa Monteverdiego poprzez Legendę o grodzie Kitieżu Korsakowa po Jackie O, operę o Jacqueline Kennedy Michaela Daugherty), filmy o wielkich muzykach, ale najbardziej wzruszały mnie takie historie, jak pewnego pianisty hinduskiego, który jeździ ze swoim fortepianem po kraju (jak jaki Zimerman, tylko instrument wyglądał na wiele gorzej zabezpieczony), stawia go pośrodku wsi, zbiegają się wszystkie okoliczne dzieciaki rąbać w tego cudaka, dorośli się przyglądają, a on gra im – no, kogo? Chopina. Słuchają z rozdziawionymi buziami.

Ta sama firma (sounding images GmbH z Niemiec) pokazała też, poza kawałkiem dokumentu o Murrayu Perahii, kawałek filmu o jedynej orkiestrze symfonicznej w Czarnej Afryce – w Kinszasie (Kongo). Żaden, za przeproszeniem, białas tam ich do niczego nie namawia ani nimi nie kieruje, sami chcą grać, odkrywając przy okazji afrykańskie rytmy u Beethovena czy Carla Orffa (pokazane jest, jak grają początek Carmina burana). Ja, przyznam się, jestem zafascynowana takimi opowieściami i nieodmiennie mnie wzruszają. Tak, jak – z zupełnie innej beczki – niesamowity portret śpiewaczki włoskiej, która – pięknie! – śpiewa mając już koło osiemdziesiątki. Jak się na to patrzy, z początku ma się wrażenie jakiegoś montażu – pomarszczona staruszeczka na korytarzu hotelowym, a daje z siebie głos młodej, pięknej heroiny.

No i, wracając do Chopina, nie my (TVP Kultura pokazała dziś rano trailery filmów o Panufniku, Szymanowskim i Pawle Łukaszewskim), lecz inni – i bardzo dobrze – kręcą o nim filmy. Znów niemiecka firma – Pars Media GmbH – pokazała zapowiedź filmu, który dopiero jest kręcony: Chopin at the Opera, o miłości Chopina do bel canto i powiązaniach stylistycznych. Bardzo ciekawe i muzycznie wyłożone, np. w wykonaniu Etiudy cis-moll op. 25 nr 7 z wiolonczelą i sopranem…

Jeszcze tylko wspomnę, że obok jubileuszu Chopina, Schumanna, Mahlera, mamy w tym roku jubileusz Pergolesiego, który urodził się 300 lat temu. Włoska fundacja Pergolesi-Spontini, która reprezentuje region Marche, gdzie leży Jesi, rodzinne miasto twórcy La serva padrona, organizuje festiwale w kilku pięknych osiemnastowiecznych, wspaniale odrestaurowanych teatrach w okolicy, a także zabiera się za nagranie – przy pomocy firmy Unitel Classica, która robi filmy dla telewizji – wszystkich jego oper. Nie jest ich tak dużo, bo sześć, ale w końcu biedak żył zaledwie 26 lat. Nagrywać będą takie zespoły jak Europa Galante, Les Talents Lyriques czy Accademia Bizantina, której realizację opery Il Flaminio ma reżyserować Michał Znaniecki – takie małe polonicum. Dopiero szukają teraz kogoś, kto wyda to na DVD…