Różne strony mazurka

Dawno nie było o Chopinie, prawda? Ale dziś właściwie nie tyle o nim, co wokół niego. Bo od poniedziałku trwa jeden z najciekawszych festiwali związanych z Rokiem Chopinowskim (prawdopodobnie będzie kontynuowany w następnych latach) – Wszystkie Mazurki Świata. Tytuł oczywiście będzie słuszny tylko jeżeli rzecz naprawdę będzie miała dalszy ciąg, bo mazurki pojawiły się w historii muzyki etnicznej w tak wielu różnych miejscach świata, że za jednym razem się ich nie wyczerpie. W tym roku poza polskimi, wiejskimi mazurkami, a właściwie oberkami czy kujawiakami, pojawią się tańce „polskie” ze Szwecji i Francji, a już pojawiły się mazurki z Wysp Zielonego Przylądka. Na dzisiejszym koncercie zespołu Jon Luz Trio słuchaliśmy ich wersji na klarnet (lub saksofon sopranowy), gitarę, bęben i cavaquinho (mała gitarka). Czy przypominają polski oryginał? Chyba tylko tym, że są na trzy, a pod względem charakterystycznego rytmu (pam para ram pam pam pam) przywodzą na myśl raczej poloneza (albo bolero, w wersji chopinowskiej, nie ravelowskiej), a przy tym mają bardzo latynoski posmak. Zamierzam zajrzeć na warsztat taneczny w Muzeum Etnograficznym, żeby dowiedzieć się o nich czegoś więcej, ale zdaje się, że nie bardzo wiadomo, skąd ten taniec tam przywędrował. Bo tutaj wiadomo, że przez utwory Chopina, ale na Zielony Przylądek raczej nie.

Wieczorne koncerty tego festiwalu mają stałą formułę. Najpierw Chopin grany tradycyjnie, a potem różne rodzaje mazurków; już podczas nich z tyłu sali zaczynają się tańce, a przed godz. 22 z sali w Skwerze (filii Fabryki Trzciny na Skwerze Hoovera na Krakowskim Przedmieściu, koło pomnika Mickiewicza) usuwane są krzesła i zaczynają się tańce na dobre, do późna w nocy. Tego wieczoru parę utworów Chopina zagrał Gracjan Szymczak, a po nim wystąpiły cztery polskie kapele wiejskie, z Kujaw, Radomskiego i Łowickiego, przedstawione przez znanego badacza kultury ludowej Andrzeja Bieńkowskiego. Zwłaszcza imponujący jest 77-letni skrzypek Jan Gaca z Radomskiego, który gra na takim wspaniałym luzie i tak transowo, że tylko pozazdrościć kondycji. W zeszłym roku w Lublinie na festiwalu Kody byłam świadkiem pojedynku Tria Laptopowego z Wrocławia z trójką muzyków z Janem Gacą na czele – wszyscy padli, a skrzypek został sam na polu bitwy…

Ciekawy ogromnie był też projekt z poprzedniego dnia: msza w kościele św. Anny z oprawą muzyczną z czasów Chopina. Zajęło się tą oprawą Bractwo Śpiewacze z Brochowa, miejsca, gdzie chrzczono Chopina. To świetna sprawa, że właśnie tu powstał taki zespół, tak właśnie działający; jego szef, również stamtąd, jest muzykologiem, więc dokłada starań, by jego praca miała naukowe podstawy. Może ktoś z ich przodków spotykał tu rodzinę Chopinów? A nutki wzięto ze źródeł z epoki, część (tzw. msza warszawska) z rękopisu z 1769 r., więc w czasach pobytu Chopinów w tych okolicach mogła rzeczywiście ta oprawa muzyczna funkcjonować. Śpiewacy zaczęli od Bogurodzicy, potem było parę pieśni kościelnych, wreszcie msza po łacinie. Na organach wspominał ich znakomity Ireneusz Wyrwa, który improwizował wokół tych tematów, zręcznie naśladując stylistykę epoki.