Za dużo Chopina?

Nie spodziewałam się niczego wybitnego po tym wieczorze, mimo że choreografię spektaklu Chopin stworzył Patrice Bart z Opery Paryskiej. Nastawił mnie jeszcze dodatkowo jeden z tych, co przyłożył do niego rękę – Stanisław Leszczyński, autor doboru muzyki: przed spektaklem stwierdził, że szuka miejsca na popełnienie harakiri. Po premierze jakoś darował sobie życie (i całe szczęście), bo uznał, że mogło być gorzej, tylko skomentował, że (na prośbę pozostałych realizatorów) za dużo tam było Chopina.

Bo założenie tej warstwy było ciekawe: opowiedzieć o Chopinie przez dzieła innych, współczesnych mu kompozytorów, a muzykę samego bohatera ograniczyć do minimum (jest tylko jedna naprawdę duża scena – duet Chopina z George Sand przy II części Koncertu f-moll; ponadto parę mazurków i polonezów, fragmenty Wariacji B-dur i Scherza h-moll). I to chyba najbardziej interesująca strona spektaklu: utwory, których rzadko słuchamy, jak linkowany tu ostatnio poemat Siergieja Lapunowa Żelazowa Wola, fragmenty mało znanych kompozycji Berlioza i Liszta, w uzupełnieniu parę utworów Schuberta i Schumanna (całość zaczyna się właśnie Chopinem z Karnawału), a także parę utworów Chopina w opracowaniach orkiestrowych z późniejszych epok (de Falli i Stokowskiego). Orkiestra spisuje się nienajgorzej, jest jeszcze chór w Stabat Mater Liszta (z oratorium Chrystus); przyzwoicie gra solowe utwory fortepianowe Krzysztof Jabłoński, śpiewa też Agnieszka Rehlis.

Ale co widzi oko? Same pomysły scenograficzne nawet dość estetyczne (choć trochę dziwią góry w Żelazowej Woli czy paryski żyrandol w stylu Beksińskiego), kostiumy także nie budzą obrzydzenia, tyle że wszystko zajeżdża takim banałem i kliszą, że podśmiewałyśmy się z koleżanką przez pół przedstawienia. Tańce rzekomo polskie też polskich nie przypominają. Ale tancerze robią, co mogą i ostatecznie widzę, że przeciętnemu widzowi, który nie jest koneserem, może się to nawet podobać – słyszałam takie zdania. A pewnie to jest spektakl dla nich, nie dla przerafinowańców… Tyle, że i buczenie po spektaklu dało się słyszeć. Coś też niedobrego działo się z elektroniką, sprzęgało się w kilku momentach i brzmiało dość nieprzyjemnie.

Mam więc uczucia raczej mieszane. Ale wiem, że naprawdę może być gorzej.