Z Maritą za Chopinem

Wczoraj przez parę minut zachwalałam festiwal Chopin i jego Europa dla tego programu. Pokaże się na antenie już w czasie trwania festiwalu, ale zostanie przecież reszta miesiąca. Jak widzicie, w sieci wisi archiwum tych audycji i można na nie rzucić okiem; to chyba jeden z nielicznych programów „misyjnych”, na jakie w ostatnim czasie zdobywa się Telewizja Polska.

Marita Albán Juárez, która prowadzi ten program, jest sama w sobie ciekawą postacią: ma matkę Polkę i ojca Peruwiańczyka, studiowała muzykologię i pracuje w NIFC, a jednocześnie śpiewa latin jazz. Symbolizuje dla realizatorów nowe pokolenie i nowe spojrzenie, a już fakt, że dziewczyna z dredami zajmuje się Chopinem, wydaje się jakby stworzony do pokazywania na wizji. Ja jednak mam wrażenie, że gdyby to sama Marita wymyślała ten film, wyszedłby bardziej logicznie, choć pokazuje kilka ciekawych spraw. Film Efekt Chopina (bardzo chwalony przez „Gazetę Wyborczą” w przeciwieństwie do sfinansowanego przez warszawski Ratusz filmu Warszawa Chopina, który przecież spełnia zupełnie inną funkcję) ma być dziś pokazany na Ogrodach Muzycznych. Później zapewne pokaże go TVP, ale już zapowiada, że nie w całości (o tym za chwilę).

Założenie jest takie: Marita podróżuje i pyta różnych ludzi związanych na różne sposoby z muzyką Chopina, czym dla nich jest Chopin. Trafia do Sopotu, pod Siedlce, do Paryża i Tokio. Dobór jest, wydaje mi się, trochę przypadkowy i nie tworzy jakiejś linii. Najpierw jest spotkanie w Sopocie z Leszkiem Możdżerem, który opowiada, jak naturalne jest dla niego improwizowanie wokół Chopina, ale za chwilę mówi, że Chopin jest dziś banalizowany, sprowadzany do gadżetu, do nosa za 12 zł (tak swoją drogą, widział może ktoś z Was sprzedawane gdzieś te nosy? Bo ja nie).

Potem widzimy Maritę w prywatnym helikopterze, prowadzonym, jak się za chwilę okazuje, przez właściciela wytwórni wódki Chopin. Potem Marita przygląda się, jak przygotowuje się ziemniaki do produkcji, i sama próbuje to robić. Wreszcie w salonie dokonuje z właścicielem degustacji („Chopin jest słodki” – mówi). Ten, pytany, skąd pomysł nazwy, tłumaczy, że sam chodził do szkoły muzycznej, posłany przez matkę. Ma nawet w domu fortepian. (Ponoć jednak to okoliczni chłopi wymyślili tę nazwę – tak głosi wieść gminna.) To właśnie fragmentów o wódce nie pokaże TVP z obawy o oskarżenie o product placement.

W Paryżu Marita spotyka się z triumfatorem Konkursu Chopinowskiego w 1990 r. Kevinem Kennerem, który zaprasza ją na lekcję z Japończykiem, zgłaszającym się do eliminacji na tegoroczny konkurs (nie zakwalifikował się) i pokazuje jej, jak się gra na pleyelu z epoki Chopina. Potem dla kontrastu następuje spotkanie z młodym muzykiem popowym, który musi przerobić muzykę Chopina (wcześniej praktycznie jej nie znał, w przeciwieństwie do własnych rodziców).

W Tokio z kolei bohaterka trafia na lekcję dawaną przez laureata III nagrody w tym samym konkursie, Yukio Yokoyamę (bardzo zmężniał od tej pory), dziś bardzo cenionego pedagoga – małej dziewczynce Ruriko. Zapytana, czy lubi grać, Ruriko odpowiada, że tak, a na pytanie, dlaczego, udziela rozbrajającej odpowiedzi: „Robi mi się wtedy tak jakoś przyjemnie”. Drugim spotkaniem japońskim jest wizyta w firmie, która produkuje słynną grę Eternal Sonata, z Chopinem jako głównym bohaterem. Marita mówi dziś, że oczekiwała, że twórcy filmu rozmawiając z nią nie wykażą się jakąś wybitną znajomością Chopina, i mile się rozczarowała, bo pierwsze, co jej powiedzieli, to że są szczęśliwi, że sam Stanisław Bunin zgodził się zagrać podkład do tej gry.

Na koniec znów wizyta u Możdżera i wspólne muzykowanie – oczywiście Preludium e-moll, w którym zwykle jazzmeni nie zmieniają ani jednej funkcji. Podobnie jak ów popowiec z Paryża. Ale czy to aby nie jest kolejny „nos za 12 zł” ? (Albo – dodam – kieliszek wódki Chopin?) Możdżer twierdzi, że sam czuje się czasem do takiego nosa sprowadzany, i chyba ma trochę racji…