Ognisty Ogród

Tak, o Chopinie będzie mało, ale jednak. Choćby dlatego, że dzisiejszy występ Il Giardino Armonico miał tytuł „Czy włoski barok znał Chopina”. Tytuł, przyznajmy, dziwny. Ostatecznie okazało się, że Chopina raczej znał barok niemiecki… ale po kolei.

Zespół dziś wystąpił w swojej kameralnej formie: troje skrzypiec, continuo plus solowe dęte. Po utworach na same smyczki – Sonacie Giovanniego Battisty Fontany, Ciaconnie Tarquinia Meruli (który znał nie Chopina, lecz Polskę, bo tu przez pewien czas pracował, w Warszawie u Zygmunta III Wazy) i Sonacie Johanna Heinricha Schmelzera, zagranych z temperamentem, wręcz ogniście, zaczął się teatr pt. Sonata F-dur na dwie szałamaje, smyczki i continuo Telemanna. Dwóch szałamaistów, w tym szef zespołu Giovanni Antonini, weszło na scenę w środku utworu, już grając. Telemann też znał Polskę, bo pracował – on z kolei – w Żarach i Pszczynie, a w tym utworze pewne ślady polskich rytmów tanecznych są. Szałamaje brzmiały pięknie, łagodnie i klarnetowo, a muzycy niemal tańczyli. W ostatniej części była niespodzianka: kadencja zagrana przez solistów, w której nagle rozpoznaliśmy… Preludium e-moll Chopina. Tak więc, jak się okazało, to Telemann go znał. Przed przerwą jeszcze była Follia Vivaldiego. 

Druga część rozpoczęła się kolejnym utworem Telemanna z udziałem dwóch szałamai, ale już mniej folkowym i bez chopinowskich wtrętów, a resztę programu zapełnił Vivaldi. Po Koncercie g-moll na smyczki i continuo pojawił się Antonini z fifulką! Wykonany na finał Koncert C-dur to było mistrzostwo świata. Publiczność rozgrzana do białości zmusiła zespół do dwóch bisów. Najpierw muzycy dali Antoniniemu odpocząć, grając rozkoszną Ciaconnę Meruli, a potem wrócił szef i powtórzył środkową część koncertu.

Pysznie było i sala była nawet dość pełna, w każdym razie wyglądało to lepiej niż w niedzielę, kiedy to było mi przykro, gdy zobaczyłam „łysiny” na sali. A program był o wiele ciekawszy, nietuzinkowy. Jak wielokrotnie już słyszałam Il Giardino Armonico w formie takiej jak dziś, to w większym składzie i w repertuarze postbarokowym, a nawet romantycznym – po raz pierwszy! A Antonini ograniczył się do roli dyrygenta i sprawdził się w niej nie gorzej niż Biondi w Normie.

Co było charakterystyczne dla tego koncertu, to również wielka energia, a przy tym bardzo ciekawy dobór programu, w którym dominowały utwory w charakterze trochę Sturm und Drang. Od Symfonii f-moll „La Passione” Haydna poprzez uwerturę Olympie rówieśnika Mozarta, Josepha Martina Krausa, po Symfonię d-moll „Della casa del diavolo”. Zaczęło się więc z pasją, a skończyło diabolicznie… A w środku dowcipna uwertura do Włoszki w Algierze, która na tych instrumentach nabrała całkiem innego wymiaru (cudne kotły!) i pokazała, jak bardzo Rossini jeszcze tkwił w klasycyzmie, no i – chwila historyczna – pierwsze w historii zespołu wykonanie Chopina. To była Fantazja na tematy polskie, a solistką (na erardzie) była – niespodzianie – Magdalena Lisak. Miał grać Dejan Lazić, ale biedak złamał rękę niemal w ostatniej chwili (oby mu się jak najszybciej i najlepiej zrosła), a panią Lisak podobno ściągnęli z wakacji nad morzem. Dzielnie walczyła, trzeba przyznać. Po całym koncercie też był bis: powtórzenie Włoszki. Ciekawe, że na twarzach publiczności i dziś, i wczoraj, i także na Normie obserwowałam uśmiechy, połączone z najwyższym skupieniem. I tak samo trudno było się rozchodzić po koncercie do domów.

Z reporterskiego obowiązku dodam, że po południu był recital pianistyczny Jewgienija Koroliowa, który od lat wykłada w Hamburgu. Chyba zresztą nie za często występuje, co było widoczne w drugiej, chopinowskiej części koncertu – Sonaty b-moll moim zdaniem nie umiał i nie rozumiał, strasznie mnie zirytowała nudą i niepewnością (widziałam jednak, że jakaś młodzież była zachwycona, a nawet pospierałam się z kolegą dyrektorem, ale go rozumiem, jemu musi się podobać to, co sprowadza). Bach – Fantazja chromatyczna i fuga, Suita francuska G-dur i Toccata c-moll – dość ciekawy, trochę z ducha przywoływanej tu nie tak dawno Tatiany Nikołajewej. Kiedy na drugi bis zagrał dwie wariacje ze środka Goldbergowskich, pożałowałam, że ich nie zagrał w całości zamiast Chopina.