To jest takie proste

Jest muzyka, jest tekst, wystarczy zaśpiewać. Kiedy słucha się, w jak naturalny robi to Christoph Prégardien, wydaje się, że to takie łatwe. Jeszcze do tego wystarczy wiedzieć, o czym się śpiewa, i oddać to, ale bez sztucznego afektu. Zresztą w dobrych pieśniach wszystko zawarte jest w nutach – prawda? Dlaczego to tak różnie wychodzi?

Pieśń niemiecka – Lied. Szczególna specjalność tego kraju, tego języka. Dziś przez młodszych słuchaczy nierzadko lekceważona, bo jest nierozerwalnie związana z romantyzmem, no, a wiadomo, romantyzm to przestarzałe nudziarstwo. Zresztą prawdę powiedziawszy nawet ci tutaj, którzy mają jak najbardziej pozytywny stosunek do wszystkiego, co jest dobrą muzyką, też nie zawsze wyczuwają niuanse. Z daleka teksty pachną nam banałem (co często jest „zasługą” tłumaczeń), te stałe rymy Schmerz-Herz i Brust-Lust, no i różne takie emocjonalne ekstrawertyzmy i egzaltacje, po co. A tu taki Joseph von Eichendorff, ciągle o jakichś lasach, księżycu, strumykach i ptaszkach, między gałęziami czasem przesmyknie Lorelei, a na górze, na zamku skamieniał stary rycerz. Ale jak przyjrzeć im się z bliska, to wręcz odpowiednik obrazów Caspara Davida Friedricha. Kwintesencja romantyzmu. Beata po koncercie opowiadała, że siedzieli blisko niej Niemcy i mieli łzy w oczach. Ja momentami, prawdę mówiąc, też.

Prégardien ze Staierem (na erardzie) jak zawsze współpracowali idealnie. Zaczęli od Mozarta. Kocham pieśni Mozarta i od zawsze szukam idealnego ich wykonania, ale go nie ma. No, Olga Pasiecznik – klasa dla siebie. Ale przecież większość z nich to pieśni męskie śpiewane do kobiet. Dawno zresztą ich nie słyszałam w wykonaniu mężczyzny. Prégardien jest tego ideału niedaleko, może nie we wszystkich wykonanych jednakowo, ale w mojej najukochańszej, Abendempfindung an Laura, przy której zwykle łzy mi stają w oczach, bo jest ona przeczuciem rychłego odejścia z tego świata, co nastąpiło cztery lata później – był całkiem blisko. Po Mozarcie byl Chopin i jak w zeszłym roku można było się przekonać, jak szlachetnie te pieśni mogą brzmieć po niemiecku. Na zakończenie pierwszej części An die ferne Geliebte Beethovena, utwór dość prosty, w innym wykonaniu byłby nudny, w tym tchnął wdziękiem.

W drugiej części po przepięknym opusie 59 Schuberta – cały cykl Eichendorff-Liederkreis op. 39 Schumanna. I to wszystko, o czym pisałam wyżej, zostało oddane przez obu muzyków z taką prostotą i pięknem, że zapierało dech. Ten cykl jest jednym z wielu powstałych w ciągu jednego roku, gdy Schumann zdobył wreszcie swoją Klarę i był prawdziwie szczęśliwy. Cały bezmiar uczuć widoczny jest w tych utworach, ale chodzi tu o uczucia różnorodne, przede wszystkim eksplozję wyobraźni.

Parę z tych pieśni Prégardien umieścił też w programie swojego koncertu środowego, który nazwał Wędrowiec i na którym wystąpił z Ensemble Kontraste. To ciekawy pomysł: dwanaście pieśni z różnych opusów zostało zinstrumentowanych (w programie nie napisano, przez kogo) na kameralny zespół, w którym zresztą mieszczą się różne preferowane przez Schumanna instrumenty: klarnet, wiolonczela, altówka, skrzypce. Także fisharmonia i fortepian. Na sam zespół opracowano dwa fragmenty z fortepianowego cyklu Waldszenen. Brzmiało to wszystko bardzo ciepło i łagodnie. Dopasowane do tego były współczesne pieśni Wilhelma Killmayera oraz Lieder eines fahrenden Gesellen Mahlera w kameralnym opracowaniu Arnolda Schoenberga; Prégardien był w nich po prostu przejmujący.

W piątek jego występ całkowicie przyćmił krótką produkcję Aleksandry Kurzak z pianistą Danielem Wnukowskim.  W programie recitalu artystki znalazł się cykl Schumanna Frauenliebe und -leben oraz osiem pieśni Chopina. Głosowo było znakomicie. Schumann był bardzo dobitny aktorsko, choć może trochę przerysowany, ale z wdziękiem; Chopin był już bardziej przerysowany (jak w nagraniu na płycie NIFC z Goernerem), ale najbardziej mnie raziło zniekształcenie polskiego tekstu. Dlaczego tak się działo? Nie bardzo rozumiem. Pogratulujmy jednak solistce, bo wymieniona płyta otrzymała właśnie pięć gwiazdek „BBC Music Magazine”.