Francuski folk romantyczny

Myślę, że koncerty z cyklu Mazovia Goes Baroque mogą stać się kultowe. W piątek zresztą podobno była pełna sala, w sobotę już przyszło mniej ludzi, ale dla tzw. melomanów wszechstronnych była konkurencja – występ grającego na pianoforte Janusza Olejniczaka na Zamku Królewskim. Ja zdecydowałam się pójść na występ zespołu Les Musiciens de Saint-Julien, a potem szybko pojechać do domu i wysłuchać retransmisji poprzedniego koncertu.

Dzisiejszy był właściwie praktycznie całkowicie folkowy – poświęcony ludowym pieśniom z „głębi Francji”, co sprowadza się mniej więcej do regionów Owerni, Limousin, Burgundii, Berry. Tematycznie skupiały się głównie na opowieściach o pasterzach i wilkach. Pysznie brzmiało trio skrzypce-dudy-lira korbowa; każdy z artystów wystąpił też solo i śpiewająco. Rytmy bourrée dominowały, były też walce i polki, a nawet mazurek. Było po prostu żywiołowo, a dwie dziewczyny z boku sali w pewnym momencie zaczęły tańczyć, całkiem jak na Nowej Tradycji.

O wiele jednak ciekawszy był program piątkowy. Zestawienie opracowanych przez kompozytorów XIX- i XX-wiecznych piosenek ludowych, znów najczęściej w rytmie bourrée, ale w formie szkolonego śpiewu (Françoise Masset) z fortepianem, z nachodzącymi na nie ludowymi brzmieniami dud czy liry korbowej było po prostu urocze. A opracowania – przeróżne. Folklor wszedł na salony w czasach romantyzmu. W programie pojawiło się nawet opracowanie Chopina (a i owszem, jest takie); tę epokę reprezentował też Liszt (Pastorale z Lat pielgrzymki, prawie nie grywane), a także… Pauline Viardot. Mała suita została poświęcona Nohant i George Sand (melodie beryszońskie). Późniejsi autorzy opracowań to Georges Bizet, Emmanuel Chabrier, Augusta Holmès, Edmond Lemaigre, Maurice Ravel, wreszcie Joseph Canteloube. Śliczne było to pomieszanie konwencji, ukazanie jednocześnie dwóch stron medalu. Pełny postmodernizm i z niego korzyści.

Cezary Zych projektując kolejne koncerty cyklu coraz częściej robi takie folkowe wypady. Następna odsłona Mazovia Goes Baroque (10-11 marca w Warszawie, 12 marca na zamku w Gostyninie i 13 marca w pałacu w Łochowie) także w tę stronę się skłania. Jednego wieczoru Holland Baroque Society (ciekawostka: jeden z solistów, Słowak, nazywa się Jan Rokyta) pokaże słowiańskie inspiracje Telemanna, czyli samograj. Drugiego przedziwna sprawa: Winterreise w wersji na sopran i lirę korbową. Trudno mi to sobie wyobrazić, jedno jest pewne: będzie ciekawie.

Oby tylko kolejne części cyklu mogły odbywać się bez zakłóceń…