Nayukochańsi…

„…Dawno do was niepisałem bo to tak im więcey się spóźni tem więcey się rzeczy do pisania nawali – i tyle i tyle że z ogromu na niczem się kończą. Tak też dziś piszę wam tylko pare słów żebyście wiedzieli żem zdrów żem wasz list dostał. Miałem grippę jak cały świat tuteyszy (…)”… Tak, to Fryc. Dotarły właśnie do Muzeum Chopina bezcenne eksponaty, sześć jego listów do rodziny, trochę korespondencji między jego siostrą Ludwiką a Jane Stirling już po jego śmierci i trochę drobiazgów. Do 24 kwietnia można w osobnej salce muzeum oglądać te cuda w oryginale, później pójdą do skarbca. Do małej wystawki włączono też parę portrecików, o których mowa jest w listach, a także kilka kartek szkiców (straszliwie pokreślonych) do Sonaty wiolonczelowej, o której powstawaniu też tam się mówi – bo to listy z lat 1845-48.

Kupił je dla muzeum pan Marek Keller, marszand mieszkający od wielu lat w mieście Meksyk i zajmujący się na co dzień współczesną sztuką meksykańską. Skromny, trzeba było go namawiać do powiedzenia paru słów o sobie. Poza Polską od 1972 r. Już nie pierwszy raz pomaga muzeum – kontakt z nim wypracowała jeszcze poprzednia pani kustosz – Hanna Wróblewska-Straus.

Niektóre z tych listów napisane są tak drobnym maczkiem, biegnącym w różne strony, że człowiek się dziwi, jak adresaci mogli je czytać? Wieczorem przy lampie naftowej zapewne się nie dało, ale i w dzień chyba z lupą trzeba by je oglądać. Jest tam o wszystkim – o pisaniu sonaty, o piciu czekolady, o przygotowywaniu się do ostatniego koncertu w Paryżu (to w tym cytowanym wyżej liście). Treść większości tych listów jest już znana – pochodzą one z kolekcji potomkiń Ludwiki, Marii i Laury Ciechomskich i ostatni raz były wystawiane zaraz przed wojną, na kopiach opierał się tekst opublikowany w pełnym zbiorze listów Sydowa. Teraz mamy oryginały, które jeszcze właśnie u Sydowa zostały określone jako zaginione – wiadomo, że podczas wojny spłonęło mieszkanie Laury Ciechomskiej. Ale listy szczęśliwie zostały przekazane dalej. Gdzie były do dziś – nie wiadomo, poprzedni właściciele chcą pozostać anonimowi. Najważniejsze, że mamy je tu i że stan tej kolekcji już jest prawie taki, jak przed wojną – może i dwa pozostałe eksponaty wypłyną? Może w ogóle jeszcze coś w świecie wypłynie?

Tak to jest z tym Chopkiem, ciągle sprawia nam niespodzianki. W każdym razie to jest święto dla chopinologów, i chyba nie tylko.

Jeszcze jeden zabawny szczegół. W kolekcji znajduje się też fragment zaadresowanej koperty (zresztą do listu Chopina, który już w tutejszych zbiorach się znajduje), a ten adres brzmi tak: „Madame Chopin, par Berlin à Varsovie”, pod tym małymi literkami „en Pologne”, a pod spodem: „Ulica nowy świat, w domu W. Pana Barcińskiego, obok ulicy Wareckiej, niedaleko Bentkowskiego”. I jakoś doszło. Ciekawe, jak byłoby dziś…