Muzyka żydowska, muzyka Żydów

Przedwczoraj byłam na panelu w Centrum Sztuki Współczesnej, gdzie mówiono o sztuce żydowskiej w Polsce w związku z ukazaniem się nowej książki o tej tematyce. Krytycy sztuki zastanawiali się, czy, zwłaszcza w stosunku do sztuki XX wieku, można mówić o czymś takim jak sztuka żydowska, czy raczej należałoby mówić w tym kontekście o sztuce uprawianej przez Żydów. Bo przecież np. w latach międzywojennych wielu było artystów awangardowych wywodzących się z żydowskiego środowiska, ale uprawiających sztukę ponadnarodową, co więcej – jak opowiadano – niektóre kierunki wręcz pojawiły się w Polsce za sprawą awangardzistów żydowskich, np. konstruktywizm. Jaka to jest więc sztuka? Swego czasu na znakomitej wystawie w łódzkim MS2 pojawiły się różne oblicza także awangardy, polskie i żydowskie. Do korzeni artyści nawiązywali, kiedy odczuwali potrzebę albo z praktycznych powodów (pisma w języku jidysz; m.in. typografia Henryka Berlewiego).

Na festiwalu Nowa Muzyka Żydowska mamy rzecz odwrotną, ponieważ słuchamy muzyki „pochodzenia żydowskiego”, ale niekoniecznie w wykonaniu Żydów. I nie jest to wcale niezbędne – motywy żydowskie, tak samo jak każde inne, mogą być inspiracją dla muzyków wywodzących się skądkolwiek. Jak dotąd najpiękniejszą interpretację dali dwaj Polacy z Grekiem jako trzecim, czyli bracia Olesiowie (Marcin kontrabasista i Bartłomiej, czyli Brat, perkusista) plus Jorgos Skolias. Specjalnie dla tego festiwalu, na prośbę Mirona Zajferta, stworzyli projekt Sefardix – jak łatwo się domyślić, wykorzystujący melodie sefardyjskie, ale z określonego miejsca: Salonik, co pozwoliło na odnalezienie greckich tekstów niektórych pieśni i odśpiewanie ich przez Skoliasa. Oczywiście stosował on też swoje typowe sztuczki, nie tyle zresztą greckie, co quasi-mongolskie, i nadawał w sumie specyficzny koloryt, ale to, co robili na swoich instrumentach Olesiowie, jak dla mnie mogłoby być samowystarczalne: to była po prostu czysta poezja, zwłaszcza kontrabas, traktowany często niemal jak gitara.

Przedwczorajszy koncert inauguracyjny w synagodze Nożyków (akordeonista Boris Malkovsky plus krakowski kwartet Dafô) był sobie dość sympatyczny, taki czasem w stronę Masady (Zornowskiej), a czasem niemal czysty żywy Piazzolla (czego jak na mój gust było przydużo). Przykłady obu tych stylów znajdziemy tutaj – i nie, nie wydaje Wam się, na początku jest i cytat z Bacha, z Preludium D-dur z I tomu Wohltemperiertes Klavier (a w innym utworze był jeszcze cytat z Preludium b-moll z II tomu). Jedynie artysta wygląda teraz inaczej niż na filmiku – obciął włosy.

Wczoraj jeszcze przed Sefardiksem wystąpił młody zespół francuski Autoryno w składzie gitara-gitara basowa-perkusja, wykorzystujący motywy żydowskie w stylistyce rockowej. Lider nazywa się swojsko David Konopnicki i wyznał, że jest w kraju swoich przodków po raz pierwszy. Może zdąży coś zobaczyć więcej niż salę NovegoKina Praha, gdzie w tym roku odbywa się większość koncertów.

Na nocny koncert młodego polskiego zespołu Daktari w Składzie Butelek nie poszłam – mam obiecaną płytkę. Natomiast dziś wszystkie trzy pozycje są nader interesujące. O 19. drugi specjalny projekt festiwalowy pt. Zikaron Lefanaj (Pamięć przede mną) przygotowany przez Mikołaja Trzaskę ze swoim zespołem czterech klarnetów Ircha (polecam ciekawy wywiad z Trzaską w ostatnim „Dużym Formacie”). Potem projekt „klezmersko-kabaretowo-punkowy”, czyli Daniel Kahn i Psoy Korolenko; znając ich obu, można się tu spodziewać niezłego hardcoru (takie prześmiewcze piosenki bundowców z syjonistów słyszałam od własnej rodziny). No i na koniec, w Składzie Butelek (w końcu tam dotrę) zagra solo Raphael Rogiński – ma to być „muzyka jidysz na gitarę”, cokolwiek by to miało znaczyć.