Co tam u Capelli

Krakowscy radni szaleją. Grzebią w papierach, próbują znaleźć cokolwiek na znienawidzonego przez siebie Jana Tomasza Adamusa. Nie znajdują nic, ale wyrażają się enigmatycznie, że odkryli jakieś straszne rzeczy. Jeśli tak, czemu ich nie pokazują? W „Dzienniku Polskim” ukazał się kolejny tekścik w takiej właśnie poetyce pisany: „trafiliśmy na kilka ciekawych tropów”, „duże środki idą nie wiadomo na co”. Konkretów brak, tylko insynuacje. Co ci ludzie chcą osiągnąć? Wszelkie decyzje zostały podjęte; abstrahując od tego, czy styl przeprowadzenia operacji „zasadnicze zmiany w Capelli Cracoviensis” był właściwy, rzecz się stała i już niczego się nie cofnie.

A czy owi radni interesują się też tym, co Capella w obecnej formie właściwie robi? Cóż, na koncertach ich ponoć nikt nie widział. Także wczoraj, kiedy ja dotarłam w końcu; już dawno chciałam zobaczyć i usłyszeć, co tam się dzieje muzycznie, żałuję, że nie mogłam dotrzeć na żadne z oratoriów Haendla. Trafiłam ostatecznie na pierwszy (a właściwie drugi; pierwszy odbył się w sobotę w Nowym Sączu) koncert z serii Verba et voces, poświęconej tym razem polskiemu barokowi.

Wzięli w nim udział śpiewacy związani z Capellą lub stale z nią współpracujący, dwie skrzypaczki Capelli oraz troje gambistów z brytyjskiego zespołu Fretwork; przy organach siedział szef. W programie utwory Marcina Mielczewskiego (Veni Domine), Bartłomieja Pękiela (Audite mortales, Dulcis amor Jesu) i Grzegorza Gerwazego Gorczyckiego (trzy motety chóralne oraz Illuxit sol). „Jan Tomasz Adamus, dyrektor Capelli Cracoviensis od 2009 roku, celowo zmierza do wygaszenia działalności tej instytucji, a dotacje, jakie otrzymuje z miasta przeznacza na pensje dla muzyków z zewnątrz” – pisze „Dziennik Polski”, nie interesując się nawet, że muzycy z zewnątrz nie otrzymują pensji, tylko honoraria. Wygaszenie? Przecież tutaj można przeczytać plany na ten i przyszły rok. Ciekawie się zapowiada cykl trzech wielkich mszy: Bacha pod Andrew Parrottem, Mozarta pod Andreasem Speringiem i Beethovena pod Adamusem. A w końcu lipca Capella pokaże się też na Festiwalu Bachowskim w Świdnicy, który, jak można zobaczyć na stronie, jest w tym roku bardzo atrakcyjny.

Wróćmy do polskiego baroku, takiego zresztą raczej wczesnowłoskiego w stylistyce (najwspanialszy w tym zestawie – Pękiel, ktoś go już nazywał „polskim Carissimim”, jeśli to nawet przesada, to jego utwory są naprawdę wybitne). Wykonanie w krakowskim Kościele Bernardynów naprawdę satysfakcjonowało. Ciekawy był zestaw śpiewaków: wreszcie usłyszałam na żywo Jolantę Kowalską, która jesienią ma śpiewać z Minkowskim (rzeczywiście świetna); trochę ginie przy niej drugi sopran Magdalena Łukawska. Bardzo interesujące alty, bo obok znanej już marki – Piotra Olecha także młody obiecujący Łukasz Dulewicz. I tenory, i basy dopełniały godnie całość (z tenorów udzielał się bardziej Piotr Szewczyk). Nie było popisów, był właściwy nastrój. Ciekawam zdania obecnych na koncercie blogowiczów.

Ja za przedsięwzięcia Capelli i Adamusa trzymam kciuki.