Konkurs może wyjdzie na prostą?

Aga wrzuciła tutaj nową wiadomość PAP-owską, znów jednak nie jest ona ścisła. Jak wiemy, ministerstwo wypowiadając to, co cytuje PAP, że związek nie jest obecnie upoważniony do udziału w komisji konkursowej, mija się nie tylko z prawdą, ale i z prawem, co tu świetnie udowodniła aPolonia?. W istocie w tym nieszczęsnym ministerstwie jest obecnie pewna konsternacja, której być może by nie było, gdybyśmy nie zaczęli krzyczeć o tym, co się stało; inni członkowie komisji też protestowali. Wszystkie cytowane w komunikacie PAP-owskim wypowiedzi ze strony ministerstwa to bałamuctwa zasugerowane przez prawniczkę Monkiewicza, za jego inspiracją.

PAP nie podaje nazwiska przedstawiciela załogi wybranego w 2010 r., przed powstaniem związku – ja podałam, jest to p. Joanna Polok. Osoba bardzo porządna zresztą, szefowa działu promocji. Monkiewicz na owych słynnych „pączkach” zasugerował, by drugą przedstawicielką załogi była p. Barbara Owczuk, żona odwiecznego (jeszcze z czasów TiFC) dyrektora Żelazowej Woli.

PAP nie podaje też, wymieniając znanych już członków komisji, że nie tylko prof. Andrzej Jasiński, ale także prof. Piotr Paleczny i prof. Katarzyna Popowa-Zydroń są z TiFC (a obaj panowie są wręcz w zarządzie). Nie podaje też, że związek zawodowy zapragnął przywrócić tej komisji należną jej kompetencję, zapraszając dwoje muzykologów w sytuacji, gdy w ogóle żadnego do składu nie włączono (w tym jednego z najwybitniejszych polskich chopinologów).

W każdym razie obecnie sytuacja jest taka, że warunki, przy których obstaje ministerstwo, związek już spełnił: wysłał zawiadomienie o odnośnej uchwale o ilości członków do Monkiewicza oraz zarejestrował zarząd w KRS – wpis powinien się tam znaleźć w piątek. Dyr. Butkiewicz śle do związku kolejne paniczne i dziwaczne listy, a ministerstwo w ogóle nie zauważa faktu, że ten człowiek już totalnie się skompromitował poprzez swoje kontakty z Monkiewiczem. Powinien zostać odsunięty od komisji, a na jego miejsce – jak pisze aPolonia? – zostać powołany jakiś prawdziwy autorytet. W każdym razie trzymajmy kciuki, być może uda się załatwić przynajmniej to, co się związkowi (i konkursowi) należy. Możemy być wtedy odrobinę spokojniejsi o wynik.

PS. Byłam dziś, jak zapowiadałam, na Matrimonio con variazioni Józefa Kofflera. Właściwie nie mam dużo do dopowiedzenia do tego, co swego czasu, gdy spektakl miał premierę (a właściwie prapremierę), napisałam tutaj. Dodam tylko, że po pierwsze, o czym wtedy nie wspomniałam, instrumentacji dokonał Edward Pałłasz (utwór zachował się w wyciągu fortepianowym) i zrobił to znakomicie – na zróżnicowany zespół kameralny, bardzo barwnie. Po drugie, jednak ta historyjka Joanny Kulmowej mniej mnie przekonała i nabrałam jeszcze większej chęci ujrzenia tego w takiej postaci, w jakiej chciał to wystawić sam kompozytor – ale to już pewnie musiałoby być na większej scenie. „I z inną instrumentacją” – dodał instrumentator, kiedy o tym mu wspomniałam. Ale niekoniecznie: gdyby rzecz wykonać np. w Sali Młynarskiego w Operze Narodowej… Libretto Kulmowej jednak dziś wykazuje pewną aktualność, bo chór w pewnym momencie buntuje się niemal w stylu Oburzonych. A muzyka jest świetna. Dodekafoniczny kabaret – to jednak jest wyczyn. Jak kto ciekawy, to jeszcze jest okazja w piątek.