Czy Geniušas to geniuszek?

Zdecydowanie nie. Całkowicie potwierdziły mi się dziś wrażenia z Konkursu Chopinowskiego, mimo że dziś nie grał Chopina, tylko muzykę rosyjską, w której przecież czuje się w pełni swobodny. Na konkursie zdziwiłam się, że zaszedł tak wysoko, podobnie jak Wunder, z którym zdobyli II nagrodę ex aequo; wydawał mi się, podobnie jak współlaureat, podobnie pusty w środku, choć może sprytniejszy.

Na konkursie zachwycała się nim moja koleżanka Irena, która mieszka w Paryżu i jest pedagogiem fortepianu. Rozumiem trochę, dlaczego się jej podobał – do jego techniki nie można było się przyczepić, a przy tym miał chłopak niemało wdzięku i jakiejś kociej zręczności. Ja przy jego grze odczuwałam niedosyt (w moich notatkach pojawia się słowo „nieźle”, które entuzjazmu nie wyraża; jest też o zamazywaniu i przelatywaniu) z powodu braku jakiejś – że tak się górnolotnie wyrażę – głębi. Technikę ma dzięki pedagogowi – wspaniałej swojej babci, czyli Wierze Gornostajewej, tak więc jeśli zdarzają mu się jakieś właśnie zamazywania, to z czystej młodzieńczej nonszalancji. Ale duszy nie widać. Że dzieciak? No, a przypomnijmy sobie Kolę…

No nic, dziś grał, jak mówią anglojęzyczni, „Rach 3”, czyli III Koncert Rachmaninowa; siedziałam w IV rzędzie bezpośrednio przed nim, więc słyszałam wszystko, co gra, ale podejrzewam, że ci z tyłu sali już wszystkiego nie słyszeli: z jednej strony on tak trochę szemrał (choć i przywalić potrafił), z drugiej orkiestra (Sinfonia Iuventus pod Tadeuszem Wojciechowskim) grała dość donośnie. Mit (wzmocniony niezmiernie przez pamiętny film Shine) głosi, że jest to jeden z najtrudniejszych koncertów fortepianowych; bo ja wiem, czy to prawda, moim zdaniem np. do II Koncertu Prokofiewa pod względem trudności raczej się nie umywa, a kadencja jest tam jeszcze bardziej karkołomna. W każdym razie faktycznie Geniušas grał tak lekko, że utwór sprawiał wrażenie łatwego, ale za tym nie kryło się nic. Już sam pierwszy temat został zagrany dość płasko; nawet się zastanawiałam, czy to nie jest taka koncepcja antyromantyczna; może trochę i tak było, ale ogólnie sprawiało (przynajmniej na mnie) dosyć blade wrażenie. No, zagrał chłopak nutki. Był też tak miły, że wykonał trzy bisy: Hopaka Musorgskiego w jakimś nieznanym mi wirtuozowskim opracowaniu, Lot trzmiela Rimskiego-Korsakowa/Rachmaninowa oraz Preludium B-dur Rachmaninowa.

Podrzucam Wam koncert z Youtube, może będziecie mieli inne wrażenie: tutaj, tutaj, tutaj, tutaj i tutaj

W sumie więcej satysfakcji przyniosła mi druga część konertu, bo ogromnie jestem przywiązana do Koncertu na orkiestrę Bartóka, a przy tym jest to świetny utwór do wyżycia się dla orkiestry, zwłaszcza młodej.