Cage odkodowany

Nie były tegoroczne Kody łatwe dla lubelskiej publiczności. Choć młodej publiczności było całkiem niemało. Ale jeśli ktoś nieprzyzwyczajony, trudno mu wytrzymać długi czas słuchania takiej dziwnej muzyki, nawet w najlepszym wykonaniu. Theatre of Voices Paula Hilliera dwa razy tak nas przetrzymał, że część ludzi wyszła, zwłaszcza pierwszego, właśnie cage’owskiego wieczoru (wczoraj), kiedy to zrobili kolaż z kilku różnych utworów (Cage dopuszczał takie rzeczy, a na wykonanie słynnego Odczytu o niczym w kanonie i nie w całości zespół podobno dostał specjalne pozwolenie); ja przeciwnie, bardzo się wciągnęłam. Dziś z kolei Paul Hillier wykonał solo Ursonate Kurta Schwittersa (moim zdaniem zbyt niemrawo), a potem przez godzinę zespół męczył nas Pasją Dziewczynki z zapałkami Davida Langa. Jak Lang mi się podobał na Sacrum Profanum, tak ten utwór był dość monotonny i ckliwy. Ale już samo słuchanie tego zespołu sprawia przyjemność – oni naprawdę wokalnie potrafią wszystko.

Satysfakcję sprawiała też obecność współpracowników Cage’a. Pauline Oliveros, legendarna twórczyni amerykańskiego minimalizmu (tego prawdziwego, nie muzyki repetycyjnej!), zapuściła w budynku PAN, gdzie odbywało się sympozjum poświęcone Cage’owi, komputerową instalację Dear.John, złożoną z nut c-a-g-e, a na koncercie wystąpiła z grupą młodzieży, z którą wcześniej prowadziła warsztaty. Wynik był interesujący, ale i tak ona była najlepsza, gdy dmuchała w harmonijkę ustną lub wielką muszlę – a dmuch to ma, po koncercie zdmuchnęła świeczki na urodzinowym torcie (kończy 80 lat!). Dziś fantastyczny występ dała Margaret Leng Tan, która współpracowała z Cage’em przez ostatnią dekadę jego życia. Grała do starych awangardowych filmów, do których stworzył on muzykę; wykonała też m.in. utwór Water Music, w którym różnego rodzaju dmuchaniom w gwizdek czy pojedynczym pasażom na fortepianie towarzyszyło radio. Trafiło się świetnie, bo po paru stacjach z muzyką pop (w trakcie utworu zmienia się fale radiowe) pojawiło się Radio Maryja i wszystko nabrało humorystycznego kontekstu…

Bardzo ciekawe było sympozjum; tym ciekawsze (i sympatyczniejsze), że nie był to zjazd sówek-naukówek, lecz prawdziwych oryginałów, z kórych większość popełniło albo właśnie popełnia książkę o Cage’u, a odczyty przybierały czasem nietuzinkową formę, np. jeden z prelegentów skomponował część swojego wystąpienia układając fragmenty wybrane losowo na podstawie Księgi Przemian I-Ching (tak jak to robił Cage), inna osoba zacytowała nagle w środku Odczyt o niczym, a parę osób – wspomniana Margaret Leng Tan, inny współpracownik Cage’a Gordon Mumma (był dwa razy na Warszawskiej Jesieni z Cage’em i Merce’em Cunninghamem) oraz muzykolog i perkusista Chris Schulter dali minikoncerciki. Ten ostatni grał nawet… na kolcach kaktusa, amplifikowanego oczywiście (ładnie brzmiał). Niektórzy prelegenci pokazali fascynujące materiały dokumentalne, m.in. zobaczyliśmy film z występu Cage’a z Davidem Tudorem w berlińskiej Kongreshalle w 1962 r. (najbardziej zaszokowało mnie, że Cage palił na estradzie papierosy; popielniczka też była oczywiście amplifikowana, więc stukanie w nią brzmiało bardzo głośno) albo usłyszeliśmy jego głos z wykładu na kursach w Darmstadt w 1958 r., bardzo zdenerwowany (wywołał tam skandal). A dziś piątka studentów z Krakowa pokazała performans, a raczej „aleatoryczny panel dyskusyjny” w iście cage’owskim stylu i widać było, że świetnie się bawiła. Tak więc Cage jeszcze dziś może nam niemało powiedzieć. A co – nad tym już będę się zastanawiała w papierowej „Polityce”.