Zehetmair w pałacu

Myślałam, że najpierw napiszę trochę o samym obiekcie, który dziś w końcu porządnie zwiedziłam. Ale wydarzenie muzyczne było takiej rangi, że trzeba je najpierw omówić. Thomas Zehetmair wystąpił w podwójnej roli: skrzypka solisty i dyrygenta; nie wiedziałam, że zajmuje się również dyrygowaniem, zwłaszcza że jako instrumentalista jest w życiowej formie i specjalnie nie potrzebuje dodatkowego zajęcia. Ale okazuje się, że i tu się znakomicie sprawdza.

Dyrektor festiwalu Enoch zu Guttenberg powierzył mu dziś swoją orkiestrę KlangVerwaltung, złożoną z muzyków grywających w takich zespołach jak Filharmonicy Berlińscy, opery w Stuttgarcie czy Kolonii. Nawet nie myślałam, że Zehetmair tak tę orkiestrą (i publiczność) porwie. W pierwszej części grał Koncert Schumanna, rzecz trudną i mało schumannowską, której nadal nie do końca rozumiem, ale solista przekonał mnie do niej w miarę możliwości. Grał tak fantastycznie, że kiedy przy ukłonach chciał tradycyjnie podnieść orkiestrę, muzycy początkowo nie chcieli wstać i klaskali jemu. W drugiej części był Wagner, uwertura Faust, utwór młodzieńczy (z czasów powstawania opery Rienzi), w której znakomicie zostały wydobyte zapowiedzi późniejszej stylistyki, i I Symfonia Brahmsa, której dawno nie słyszałam zagranej z takim ogniem. Zehetmair nie jest oczywiście typem kapelmistrza, ale jest prawdziwym wizjonerem i to jest tajemnica tego sukcesu.

Sala Lustrzana pałacu Herrenchiemsee znakomicie przyjęła dźwięk dużej orkiestry; kolega z Turcji poszedł w drugiej części posłuchać do tyłu i stwierdził, że tam też akustyka jest rewelacyjna. Enoch zu Guttenberg, z którym zamieniłam kilka słów przed koncertem, twierdzi, że Ludwik II chcąc mieć muzykę w pałacu postarał się, by akustyka była rzeczywiście wybitna. Nie wiem, czy mu to aby nie wyszło przypadkiem, bo przecież ta sala jest kopią wersalskiej, nawet dłuższą niż oryginał. Ale może to kwestia użytych materiałów. Ciekawa rzecz: podczas dzisiejszego zwiedzania dowiedziałam się, że np. na tej wspaniałej głównej klatce schodowej tylko podłoga jest marmurowa, na ścianach jest marmur sztuczny, ale, co jeszcze ciekawsze, technologia tworzenia i kładzenia tego marmuru okazała się w sumie droższa od prawdziwego.

To jednak jest pewien obraz szaleństwa. Ludwik Bawarski, zwany Królem Księżyca (lubił żyć nocą), miał tak nabożny stosunek do Króla-Słońce, że po prostu postawił mu pomnik bez intencji nawet używania go. Mieszkał tam raz przez 10 dni, i to wszystko. Przepych w ukończonych salach jest aż przesadny i nie służy kompletnie niczemu poza podziwianiem. Ale kasa się skończyła i Ludwik nie skończył pałacu ani ogrodu, nie dość, że nie dobudował bocznych skrzydeł takich jak wersalskie (a miał zamiar), to i tego, co stanęło, nie ukończył – duża część pałacu pozostaje w stanie surowym, co robi niesamowite wrażenie, np. klatka schodowa taka sama jak ta główna, ale jedynie z cegły. Jest więcej takich pomieszczeń, w części z nich umieszczono muzeum poświęcone królowi, inne wynajmowane są na różne iwenty.

Enoch zu Guttenberg broni króla, który jest dziś postrzegany głównie jako bajkowa postać, szaleniec i ikona homoseksualizmu, ale warto patrzeć na niego jako na człowieka nowoczesnego, pacyfistę, i przede wszystkim mecenasa sztuki, bez którego Wagner nie zostałby zapewne tym, kim był. Cóż, to prawda, ale dziś można patrzeć na niego także jako na prototyp dzisiejszego utracjuszostwa, które poniekąd stało się przyczyną światowego kryzysu… Jako pomnik jednego i drugiego Herrenchiemsee zwraca teraz Bawarii to, co wydał monarcha. A fakt, że pozostało nieukończone, przydaje dziś mu romantyzmu. Tutaj film z cyklu telewizyjnego o nieukończonych budowlach – warto obejrzeć.