AdS gra Muffata

Dawno już nie słyszałam na żywo Arte dei Suonatori. Jakiś czas temu miałam długą, trochę gorzką rozmowę z prymariuszem, Arkiem Golińskim, który powiedział mi wtedy, że ich misja edukowania naszego społeczeństwa w dziedzinie historycznego wykonywania baroku co prawda się powiodła, jeśli chodzi o odbiorców, natomiast zawiodła na całej linii, jeśli chodzi o sponsorów, więc wygląda na to, że teraz będą więcej grać za granicą, bo tam ich chcą. Dla polskich sponsorów jakaś tam nieduża grupka ludzi grających barok to nisza nad niszami, lepiej wspomóc to, dzięki czemu będzie się widocznym – najlepiej sport.

Zastanawiające też swoją drogą, że i w ministerstwie kultury jest niewiele lepiej pod tym względem, dowodem brak wsparcia od paru lat dla Letniej Akademii Muzyki Dawnej, a w tym roku także np. całkowite wypięcie się na Festiwal Bachowski. Jako że i miasto Świdnica dało na festiwal mniej niż obiecywało, program został skonstruowany w sposób oszczędnościowy. Nie ma w ogóle nurtu „młodzieżowego”, który był szczególnie cenny – konkurs młodych zespołów był co prawda od początku planowany co parę lat, ale kursy i poranne występy młodych muzyków to po pierwsze element edukacyjny, który podobno ministerstwo, jak twierdzi, szczególnie ceni, a po drugie przyjemność dla bywalców tych porannych koncertów, którzy dopytują się, czemu ich w tym roku nie ma.

Pozostały tylko koncerty wieczorne, może bez wielkich fajerwerków, ale nie spuszczające z poziomu. Z ogromną przyjemnością słuchałam wczoraj poznańskiego zespołu, któremu kibicowałam od samych początków, ale – jak wspomniałam – w związku z jego mniejszą obecnością na estradach krajowych dawno go nie słyszałam. Rzeczywiście grają za granicą – właśnie wrócili z dwutygodniowego wypadu, najpierw na festiwal w Kopenhadze, gdzie są co roku, potem w Irlandii, w Cork. Właśnie wyszła ich nowa płyta z Ciemnymi jutrzniami Charpentiera (której jeszcze nie znam), nagrali też ostatnio parę innych. Tutaj wywiad z Arkiem sprzed paru miesięcy. Cieszę się bardzo, że z tych wojaży wrócili, żeby zagrać w Świdnicy.

Zagrali w małym składzie – zaledwie siedem osób. Program wybrali przepiękny – sonaty Georga Muffata ze zbioru Armonico tributo. Jest to jeden z wcześniejszych utworów tego kompozytora reprezentującego istną mieszankę kultur – był uczniem Lully’ego i Corellego, a potem osiadł w Niemczech. Kuba Puchalski w omówieniu w książeczce programowej pisze o wpływie Corellego na te utwory; mnie się wydaje, że już w nich Muffat poszedł trochę dalej, co w każdym kolejnym utworze cyklu (nazywają się sonatami, ale to coś pośredniego między concerto grosso a suitą taneczną) narasta, a kulminację ma na samym końcu: w niesamowitej Passacaglii z ostatniej, piątej Sonaty G-dur. W późniejszych kompozycjach Muffat poszedł jeszcze dalej, jeśli chodzi o harmonię. Jest to muzyka, która pieści ucho i wzbudza emocje, bardzo afektywna i intensywna. Arte dei Suonatori zagrali ją przy tym w sposób ogromnie osobisty. Z dużą satysfakcją słuchałam dawno niesłyszanego na żywo Arka, który – inaczej niż większość członków jego zespołu, grywających w różnych innych formacjach – jest wierny swojemu. Ogromnie się cieszę, że mimo wszystko AdS nadal robią swoje, i mam nadzieję, że w końcu znów będzie ich tu bardziej widać. Wczoraj ew_ka narzekała, że kiedyś dało się ich w miarę często słuchać we Wrocławiu, a teraz trzeba za nimi jeździć. To się zgadza z tym, o czym Arek wspominał: że publiczność jednak jest. Ale w tym miejscu przecież nie muszę nikogo o tym przekonywać.