Od Bacha do…

Motto tegorocznego festiwalu Chopin i Jego Europa – to „Od Bacha do Debussy’ego i Kilara”. Ale na razie z tej trójki był tylko Bach. I to na dwóch gorszych jak dotąd koncertów festiwalu. O poprzednich nie mogę mówić, bo nie słyszałam, tylko dobiegły mnie legendy na temat przykrej przygody Melnikova (SL twierdzi, że „zajączek” na tegorocznym festiwalowym plakacie oznacza, że Chopinek mówi: widzicie, moje utwory można nawet dwoma palcami grać), znakomitego grania Goernera (co nie jest dla mnie niespodzianką) i podobno rewelacyjnego występu Katsarisa.

Dla mnie pierwszymi festiwalowymi koncertami były dwa recitale, oba w pierwszych częściach wypełnione muzyką Bacha, w drugich – Chopina. Każdy rozczarował z innego powodu.

Edna Stern posługuje się bardzo interesującym życiorysem. U kogoż ona nie studiowała, z kim nie współpracowała, jej płyty są nagradzane, a ona sama zajęła się już także działalnością pedagogiczną. Ale jak sobie pomyślę, czego ona uczy… W pierwszej części grała transkrypcje Busoniego – zarówno utworów organowych Bacha, jak i skrzypcowej Chaconny z Partity d-moll. Jej zdumiewająca maniera nie odrywania nogi od pedału i pogrążania wszystkiego w morzu pogłosu każe w pewnym momencie pomyśleć, że w tym szaleństwie jest metoda: solistka chce z fortepianu zrobić organy. Ale jeśli niemal tę samą taktykę uprawia w stosunku do Chopina… Można by pomyśleć, że z kolei chce naśladować brzmienie fortepianu historycznego, w którym tłumiki nie tłumiły strun aż tak jak współczesne, ale jednak to już byłaby przesada.

Z kolei dzisiejszy recital Evgenia Koroliova (Jewgienija Koroliowa) nie przyniósł dla mnie osobiście większej niespodzianki, bo już słyszałam tego pana dwa lata temu i nie pozostawił w mojej pamięci najlepszego wrażenia (czemu zresztą dano odpór). I tym razem Bach był odrobinę bardziej przekonujący od zamazanego i granego z błędami Chopina, ale też tylko odrobinę: w Particie e-moll okropnie nie podobała mi się zwłaszcza Toccata (oczywiste, że jestem skażona interpretacją Anderszewskiego i dla mnie jest to wzór metra z Sèvres), a Koncert włoski był po prostu szkolny, zwłaszcza to, co robił w drugiej części – takie „pum, pum” w lewej ręce – rozśmieszyło mnie okropnie. No, ale on też dostał brawa i bisował trzy razy…

Mamy bardzo życzliwą publiczność. Ja jednak czekam na głębsze przeżycia, których – mam nadzieję – na tym festiwalu mi nie zabraknie.