Napój miłosny z zagrychą

Nie ma co tu oczywiście recenzować Napoju miłosnego Donizettiego nadanego dziś w transmisji z Met. Wszystko jest oczywiste: wystawienie sympatyczne i bez ekstrawagancji, tempa nadane z włoskim temperamentem (i bardzo dobrze) przez Maurizia Beniniego, Netrebko (Adina) przy głosie, zalotna i pulchna, Kwiecień (Belcore) też przy głosie, groteskowy i nie bez cienia agresywności, Nemorino (Matthew Polenzano) z drobną blaszką w głosie, z minami jelenia na rykowisku (taka rola), ale bardzo zaangażowany i oczywiście samograjem Una furtiva lagrima wywołał istną burzę oklasków, ale nade wszystko fantastyczny Dulcamara – Ambrogio Maestri: poza pysznym głosem równie pyszna gra aktorska (coś mi się nie wydaje, że Erwin Schrott mu w tej roli dorówna). No i rozpoczął się sezon transmisji.

Tłok dziś był – nie dziwota – więc siedziałam na dostawce. To cieszy, że transmisje mają publiczność. Może też pomogły pewne ułatwienia finansowe: można było przed sezonem kupić karnet na 6 dowolnych transmisji (po 75 zł) oraz na wszystkie transmisje (660 zł, czyli po 55 złotych za każdą). Waldemar Dąbrowski, który dziś spełniał funkcję prelegenta (w tym sezonie w Teatrze Studio do każdej transmisji wprowadzenie będzie wygłaszał ktoś inny), pierwsze, co powiedział wyszedłszy na scenę, to że dusza dyrektora teatru się raduje widząc pełną salę.

I tak zazdrość bierze, kiedy widzi się (co podano we wcześniejszych napisach), że w Stanach transmisje z Met włączono do programów szkolnych. Uznano je więc za cenny element edukacji. U nas do takiego stosunku do muzyki droga daleka. A jest to rzeczywiście świetny materiał edukacyjny – podczas przerwy pokazywane są kulisy teatru, możemy zobaczyć, jak się to wszystko przyrządza, posłuchać wypowiedzi samych artystów czy pracowników teatru.

Do prowadzenia tych „okolic” spektaklu Met zatrudnia zwykle jakąś dojrzałą i przy tym wciąż wdzięczną śpiewaczkę. Taką rolę niejednokrotnie pełniła Renee Fleming, a także Deborah Voigt – dziś właśnie na nią padło. Wyglądała znakomicie, już poszła w niepamięć skandaliczna historia z jej tuszą – teraz jest szczupła i zgrabna. Ponoć (wiadomość z fejsa) miała też ostatnio trzy operacje – na biodro i na oba kolana – ale jak widać doszła do siebie. Rozmawiała na początku z samym dyrektorem, Peterem Gelbem, a przerwę zaczęła od wywiadu z duetem Netrebko-Polenzani. Wyszłam potem (w kuluarach dawali wino, ale nie udawali, że to napój miłosny), a wracając zaraz przed zakończeniem przerwy trafiłam na zabawną rozmowę: z kucharzem, który przygotowywuje jedzonko na scenę.

Jak wiadomo, II akt Napoju miłosnego rozpoczyna się ucztą weselną, a raczej przedślubną – gdy pojawia się notariusz i ma zostać podpisany akt ślubu Adiny i Belcore, Adina ucieka (przecież chciała tylko zagrać Nemorinowi na nosie). Ale najpierw jedzą, piją, lulki palą (tego ostatniego oczywiście na scenie nie robią). Kucharz spytany, czy zwykle podaje prawdziwe jedzenie, nie atrapy, odparł, że oczywiście tak. A co? Kurczaki albo makaron, tak było i tym razem (plus winogrona). W tym momencie pojawił się Mariusz Kwiecień i był to moment właściwy, bo i on włączył się do tematu. Przecież wielokrotnie zdarza mu się również jeść na scenie, najczęściej oczywiście w ostatniej scenie Don Giovanniego. Tam wręcz w libretcie pojawia się udko bażanta (o eccelente marzimino nie mówiąc). Spytany, czy miewa jakieś wymagania czy zastrzeżenia w kwestiach menu, odpowiada, że nie wybrzydza, kurczaki i pastę lubi, tego i tak się nie je dużo, a praktycznie ważne jest, by nie było to jedzenie suche.

Kto oglądał, widział też, że Mariusz Kwiecień pozdrowił specjalnie polską publiczność. Zwłaszcza tą zgromadzoną w krakowskim kinie Kijów, ale myśmy też się poczuli pozdrowieni. Szkoda tylko, że znów nie wiadomo, kiedy zaśpiewa w Polsce: Król Roger w Poznaniu (miało to być przeniesienie spektaklu z Bilbao) został odwołany.