Skandal w WOK c.d.

Chciałam wrzucić ten wpis już wcześniej, ale czekałam, aż na stronie radiowej Dwójki zostanie zawieszona zarejestrowana audycja poświęcona rozstrzygniętemu tydzień temu konkursowi na dyrektora Warszawskiej Opery Kameralnej; zrobiono to dopiero dziś pod wieczór. Jeśli ktoś więc jej nie słyszał, może ją odsłuchać. Co prawda wypowiadają się tu tylko dziennikarze, nie ma nikogo z członków komisji konkursowej – a byli zapraszani zarówno troje (!) urzędników – przedstawicieli Urzędu Marszałkowskiego, którzy odmówili, oraz przedstawicielka MKiDN, której przełożony zabronił przyjść. Dając taki, a nie inny tytuł Dwójka ma sto procent racji: to skandal.

To, co się stało, podważa sensowność organizowania konkursów na dyrektorów instytucji muzycznych i w pełni obnaża fakt, że konkurs na dyrektora WOK był ustawiony. O czepianiu się przez urzędasów z UM każdego papierka mówi się dużo w tej audycji; są też nagrane wypowiedzi paru kandydatów (w tym Andrzeja Sułka, któremu do wymogu 5 lat kierowania instytucją kultury nie zaliczono Polskiego Radia, gdzie był wiceszefem Dwójki, ponieważ, jak uważa UM, nie jest to instytucja kultury!). W ogóle sam wymóg tych 5 lat jest kuriozalny; nawet w konkursie na dyrektora Filharmonii Narodowej – to osobny rozdział – są 3 lata. Ale jeszcze bardziej kuriozalny, zwłaszcza w zestawieniu z tym warunkiem, jest brak wymogu wykształcenia muzycznego. Teatrem bądź co bądź muzycznym ma kierować ktoś, kto o muzyce nie ma zielonego pojęcia. Co więcej, był to JEDYNY w zestawie kandydatów, który nie ma nic wspólnego z muzyką – i jakimś dziwnym trafem to właśnie on wygrał. Jednogłośnie!

Tu trzeba zwrócić uwagę na parę rzeczy. Po pierwsze, w komisji zasiadło, jak już wspomniałam, aż troje urzędników UM, w tym Bożena Żelazowska z PSL, która w Urzędzie Marszałkowskim jeszcze do niedawna była zastępczynią wybranego teraz przez siebie Jerzego Lacha w Departamencie Kultury, Promocji i Turystyki, którym wcześniej kierował. Nie ma tu aby konfliktu interesów? W każdym razie z całą pewnością jest to niezgodne z paragrafem 4 regulaminu pracy komisji

Po drugie, to trzeba by sprawdzić: czy w komisji pojawił się ktoś za panią dyrektor Ewę Michnik, która była do niej delegowana przez ministerstwo kultury? Jeżeli nie, to czy takie obrady są w ogóle ważne? W audycji jest mowa (za tekstem w „Gazecie Stołecznej”), że nie wiadomo, czy pani dyrektor była członkiem komisji, czy nie. Fakt, że z oficjalnego ogłoszenia o składzie komisji jej nie wykreślono. Ale poświadczam, że rozmawiałam z nią – a zastałam ją wówczas w Korei, z zespołem Opery Wrocławskiej – i powiedziała mi, że od razu, gdy podano jej terminy posiedzeń, uprzedziła, że nie może wziąć w tych pracach udziału, bo jest w tym czasie zajęta (31 października wręcz prowadziła spektakl). Było w audycji zdziwienie, że pani dyrektor nie zdementowała swego udziału po ukazaniu się artykułu w „Stołecznej”. Podejrzewam, że jest ona zbyt zajęta swą codzienną pracą, by wiedzieć, w jakim kontekście wymieniła jej nazwisko lokalna warszawska gazeta.

Czy w sytuacji, gdy w komisji zasiadła (jeśli nikim nie zastąpiono p. Ewy Michnik) tylko jedna przedstawicielka MKiDN, prace komisji mogą być w ogóle ważne? Oto jest pytanie. P. Kamila Stępień-Kutera, która w ministerstwie jest starszym specjalistą ds. muzyki w Departamencie Narodowych Instytucji Kultury, początkowo chciała nawet przyjść do Dwójkowej audycji, ale, jak wynika z tego, co powiedział w niej Jacek Hawryluk, jej szef, dyr. Zenon Butkiewicz, zabronił jej tego. Myślę, że on dobrze wie, że ta sprawa śmierdzi. Mam zasadnicze pytanie: czy nie może tu interweniować minister? Odpowiedź, podejrzewam, jest taka, że może, ale nie będzie interweniować. Czy go to obchodzi, czy nie (raczej nie, tym bardziej, że WOK mu nie podlega), nie będzie drażnił koalicjanta.

Abstrahuję już zupełnie od sprawy, czy któryś z kandydatów, którzy odpadli, byłby wymarzonym dyrektorem dla WOK. Może żaden. Ale wszyscy oni przynajmniej znają się na muzyce.