Korsykanie ośpiewują Zagładę

Bracana to słowo korsykańskie, którego praktycznie nie da się przetłumaczyć. Z grubsza chodzi o to, że z czasem zmieniasz kolor i kiedy jesteś już dojrzały, osiągasz w końcu ten właściwy (czyli człowiek jak np. dynia?) i ten kolor to jest właśnie bracana. Tak korsykański zespół A Filletta zatytułował swój program z jednej z płyt, na której znajduje się m.in. pieśń pt. Treblinka, nawiązująca do twórczości pisarza Primo Leviego.

Primo Levi przeżył Auschwitz. W 40 lat później popełnił samobójstwo. Praktycznie przez te 40 lat w swojej twórczości nie wyszedł stamtąd, zawsze był naznaczony. Jego dzieło jest straszliwym świadectwem, on sam twierdził, że groźba powtórzenia się Zła nigdy nie zniknie. Cóż, nie dalej niż w niedzielę mieliśmy w naszym kraju – w Warszawie na Agrykoli, we Wrocławiu w squacie – dowody, że Zło w postaci czystej nadal istnieje. I, co więcej, jest bezkarne. Czy historia musi się powtórzyć? Levi popełnił samobójstwo zapewne w świadomości, że będzie się powtarzać.

Wróćmy jednak do koncertu w Filharmonii Łódzkiej. A Filletta jest jednym ze starszych zespołów korsykańskich (istnieje od 1978 r.), uczestniczył w wielu nagraniach muzyki filmowej, teatralnej, występował na licznych festiwalach. Na festiwal tansmanowski został zaproszony właśnie z powodu powyższego tematu. Słyszałam już różne zespoły z tej wyspy, ten może nie śpiewa najpiękniej – a to jest takie miejsce na świecie, gdzie spotyka się paru facetów i już śpiewają – ale bardzo emocjonalnie, bo w ogóle śpiew korsykański to ogromne emocje. Podobnym fenomenem są śpiewy gruzińskie i chorwackie – o tej wspólności pisałam kiedyś tutaj. A Filetta wykonuje zresztą także pieśni gruzińskie.

Niespecjalnie mi się podobało, że byli nagłośnieni – na sali takiej jak filharmoniczna wychodzi na wierzch każda chropawość, która jest znakomita w naturze, ale rzucona na mikrofon staje się wadą. A zwłaszcza szef i autor wielu śpiewanych tego wieczoru pieśni, Jean-Claude Acquaviva, miał taką ekspresyjną chrypę. Niewiele było na tym koncercie typowego korsykańskiego śpiewania – wchodzi zapiewajło, dochodzą do niego pozostali, ornamentują bez opamiętania – ale i takie były. Pojawiło się też parę pieśni gruzińskich. Najwięcej było twórczości Acquavivy, do której nie zawsze miałam przekonanie, ale w sumie nastrój stworzony przez zespół był bliski transu. Obok pieśni o tekstach religijnych były też właśnie nawiązania do Prima Leviego, a także parę pieśni gruzińskich. Program pieśniowy Acquaviva uzupełnił kilkoma wstawkami z recytowanymi tekstami literackimi – Fernanda Pessoi czy René Chara, dodającymi jeszcze atmosfery. Recytował je po korsykańsku i francusku, ale były tłumaczone na polski. Publiczność przyjęła śpiewaków entuzjastycznie. Szkoda, że nie było jej więcej.