Savall po polsku

Oczywiście nie Jordi Savall osobiście, ale jego artyści. Za to on dostał z rąk wiceprezydent Magdaleny Sroki klucze do miasta Krakowa. Wyszło zresztą qui pro quo – ona podkreślała jego zasługi dla Misteriów Paschaliów, a on przypomniał, że przyjeżdża tu od równo 40 lat (z początku zapraszał go Stanisław Gałoński na Muzykę w Starym Krakowie – jeździłam na te koncerty) i jakoś przez te lata obszedł się bez kluczy…

Ten program różni się od poprzednich tym, że nie jest perypatetyczny, tj. nie ma chodzenia po kościele i bawienia się przestrzenią; nie ma też recytacji i improwizacji, które znamy z innych programów Savalla. No i bardzo dobrze, bo to była zwykle najbardziej kiczowata ich część. Jedno jeszcze dziś zwracało uwagę: że program jest dość nowy, jeszcze zapewne nad nim popracują. Oczywiście jeśli będą chcieli nagrać płytę, ale w sumie skoro zdecydowali się na tyle pracy, to chyba nie będą chcieli, żeby się ona zmarnowała.

W tworzeniu programu Savall współpracował z muzykologami krakowskimi, przede wszystkim z dr Jakubem Kubieńcem, który zajmuje się średniowieczem i renesansem. Znalazły się więc wśród utworów wykonanych tego wieczoru takie, które znane są miłośnikom i wykonawcom muzyki dawnej oraz chórzystom. Zespoły Savalla zrobiły to oczywiście inaczej.

Muzyki polskiej było naprawdę dużo, choć niemało też wtrętów zachodnioeuropejskich, ów jeden utwór sefardyjski (nawet na czasie, bo modlitwa pesachowa), ale to jeszcze nic, bo tureckich utworów instrumentalnych było aż trzy. Savall po prostu bez tego nie może. Preteksty nie miały oczywiście nic wspólnego z Kopernikiem, tylko z tym, co Turcy w tym czasie robili: napadali na inne kraje od Bośni i Krymu po Syrię i Egipt. Tezy Lutra też niewiele miały wspólnego z głównym bohaterem (z tej okazji O Welt, ich muss dich lassen Heinricha Isaaca). Ogólnie wiele połączeń było naciąganych, np. a propos wydarzenia „Johann Albrecht Widmannstetter wysyła papieżowi streszczenie teorii heliocentrycznej Kopernika” zabrzmiała… Czarna krowa Bakfarka (Andrew Lawrence-King zagrał ją na harfie).

Wróćmy jednak do tematu: w jaki sposób zostały wykonane polskie utwory? La Capella Reial de Catalunya, składająca się tym razem z szóstki śpiewaków, w tym Polki Magdaleny Podkościelnej (ktoś tam przecież musiał dobrze wymawiać po polsku), w większości śpiewała unisono główną melodię z akompaniamentem instrumentów. Ten śpiew był prosty i bezpretensjonalny; sopranistka zwłaszcza miała czysty, lekki i precyzyjny głos. (Raz tylko zaśpiewała O najdroższy kwiatku, zamiast nadroższy). Ale Wesel się, Polska Korona oraz Nakłoń, Panie, ku mnie ucho twoje śpiewali razem po polsku. Wacława każda zwrotka w innej aranżacji, także bardziej chóralnej.

Ciekawam, jaki w końcu będzie dalszy los tego projektu. Znajomy skomentował: muzyka piękna, tylko po co tu ten Kopernik? Pretekst. Jeśli dzięki niemu polski wczesny renesans zostanie szerzej w świecie upowszechniony, to tylko się cieszyć. Zobaczymy, czy rzeczywiście zostanie to nagrane. Na razie uspokajam ciekawych, że Dwójka zarejestrowała jednak dzisiejszy koncert i ma go odtworzyć.