Mozart z nagłym zastępstwem

Dobrze, że wspominając pod poprzednim wpisem o dzisiejszym koncercie w Filharmonii Narodowej nie napisałam, że solistką ma być Sandrine Piau – bo nie była. Zastąpiła ją Amerykanka Andrea Lauren Brown, i to wcale niezgorzej. Ale ona była tylko współbohaterką tego wieczoru.

Swój warszawski występ (chyba pierwszy, o ile mnie pamięć nie myli) zespół Anima Eterna Brugge działający pod kierownictwem Josa van Immerseela poświęcił wyłącznie Mozartowi. Ja już słyszałam na żywo tę orkiestrę – ale w dużym składzie – w Nantes, w Symfonii fantastycznej Berlioza (fascynujący zresztą był to koncert); rozrzut repertuarowy zespołu jest szeroki. Przy tym AEB sprawia wrażenie skromnego i bezpretensjonalnego; przez to może czasem mniej efektownie wypada, co nieraz już można było zaobserwować w Trybunałach Dwójki. Ja ich lubię właśnie za tę bezpretensjonalność. Choć efekty wynikają stąd różne. W wykonanej na początek Symfonii A-dur KV 201, jednej z moich ulubionych, piękne brzmienie smyczków (wspaniałe zwłaszcza piana!) kontrastowały z bardziej topornym – dętych, zwłaszcza rogów (rozumiem, że na rogu naturalnym nie jest łatwo grać, ale parę nut można by jednak zagrać czysto…). Ogólnie jednak wrażenie było raczej pozytywne. Zespół van Immerseela ma coś podobnego do Orkiestry XVIII Wieku – też jest taki ludzki, pozbawiony karności. Jak coś wypadnie nierówno, nie ma nieszczęścia.

Skromna była też solistka-zastępczyni. Także z wyglądu: w czarnym stroju, przy kości, z długimi prostymi włosami i nieśmiałym uśmiechem. Ta nieśmiałość trochę przeszkadzała jej w rozwinięciu skrzydeł, choć głos pani Andrea ma śliczny, o dzwoneczkowej barwie, taki z gatunku tych, co to Bozia dała; śpiewa nim bardzo czysto, co oznacza, że również słyszy. Ale chciało się np. więcej dramatyzmu w Bella ma fiamma, addio! A trochę była wycofana. Lepiej wypadły zaśpiewane w drugiej części swie arie napisane przez Mozarta do Aloysii Weber. Solistka została bardzo ciepło przyjęta, a orkiestra dołączyła się do owacji. Bisów jednak nie było.

I na koniec dwa razy pianoforte: przy jednym instrumencie szef, przy drugim Japonka Yoko Kaneko. Zagrali Koncert Es-dur KV 365 – kilka lat temu płyta z nim w ich interpretacji zdobyła kilka nagród. Tym razem może nie było idealnie, ale wykonanie miało wdzięk i pogodę muzykowania domowego. Podobnie bis, fragment wolnej części Sonaty na dwa fortepiany KV 448. Mozart to jednak balsamiczna muzyka.