Mołdawia i Białoruś górą

Pierwszy Konkurs Moniuszkowski bez Pani Marii Fołtyn. Pewnie nie cieszyłaby się, że nikt z Polaków nie dostał żadnej z głównych nagród, tylko parę specjalnych. Ale zapewne cieszyłaby się, że Moniuszkę znów przygotowywano na całym świecie. Wśród triumfatorów na sześć osób są po dwie z Mołdawii i Białorusi, jedna Włoszka i jedna Brytyjka.

Czy werdykt był sprawiedliwy, nie mnie osądzać, bo przecież nie chadzałam na przesłuchania. Jednym uchem rejestrowałam relacje w Poranku Dwójki, i zarejestrowałam też, że przy niektórych wyborach jury koledzy byli trochę zdziwieni. Np. dziwili się, że tenor (jedyny e finale) Paweł Piatrou w poprzednich etapach jakoś szczególnie się nie wyróżnił, dopiero ostatni miał trochę lepszy. No i mówiąc szczerze ja też się nim nie zachwyciłam, choć głos sam w sobie brzmi ładnie – ale jak taki przysadzisty misiu śpiewa La donna è mobile , i to jeszcze nie wyrabiając się w finałowej gamce przed wysokim „h”, to naprawdę można się było ubawić, podobnie jak z poczciwiny Jontka (po białorusku zresztą – to akurat było sympatyczne).

Co do wysokości głosów, przekrój odzwierciedla proporcje zgłaszających się. Powiedzmy w skrócie: zgłosiło się 327 osób z 40 krajów (!), zakwalifikowano 68, wystąpiło 59 uczestników z 18 krajów. Zarówno wśród zgłaszających się, jak i ostatecznie wśród konkursowiczów najwięcej było Polaków, więc tym smutniejsze, że nikogo nie doceniono. Jeśli zaś o gatunki głosów chodzi, przytłaczająca większość to były soprany (w finale wśród głosów żeńskich – wyłącznie), mało mezzosopranów. U panów rozkładało się to bardziej proporcjonalnie między głosy wyższe i niższe, trafił się nawet jeden kontratenor (który nie wszedł do finału).

Zwyciężczyni w grupie damskiej, Olga Busuioc z Mołdawii, ma głos dość ciężki, mocny, który dobrze wypadł w Puccinim i bardzo dramatycznie w arii Halki, trochę za intensywnie. Z kolei zwycięzca w grupie męskiej, bas Anatoli Sivko z Białorusi, był dość nierówny, coś mi się w jego barwie nie podobało, był trochę sztywny; dopiero obudził się jakby w końcówce arii z Ernaniego. Podobnie jakby jeszcze nieokrzepły głos miał drugi bas, z Mołdawii, choć o białoruskim nazwisku – Alexei Botnarciuc. Sympatycznie przedstawiły się dwie pozostałe panie: Włoszka Giuseppina Bridelli, która całkiem nieźle po polsku śpiewała arię Jadwigi ze Strasznego dworu, i Angielka Anna Patalong, która bardzo ładnie zaśpiewała zarówko Pieśń Roksany, jak słynną arię Rusałki. W sumie chyba ona mi się w tym zestawie najbardziej podobała, ale to też nie było coś nadzwyczajnego. Po prostu miałam wrażenie, że ogólnie nie było najlepiej. Ale też należy brać poprawkę na to, że na koncertach laureatów młodzi muzycy są już zmęczeni i prezentują się zwykle poniżej możliwości.