W krainie wiewiórek

Wreszcie w Łazienkach, najpiękniejszym parku Warszawy, można słuchać muzyki przez praktycznie cały dzień. Zwłaszcza kiedy pogoda dopisuje tak jak dziś, można spędzić rodzinnie czas z akompaniamentem nie tylko kosów i pawi.

Dopiero dziś dotarłam na Strefę Ciszy (zresztą też tylko liznęłam, bo na 18. trzeba było iść do Studia im. Lutosławskiego). Pomysł jest wspaniały. Choć Łazienki są w remoncie (kompletnie rozwalony Teatr na Wyspie, Pałac na Wodzie też w przebudowie) – i bardzo dobrze, mają dużo kasy z UE, niech się remontują pięknie – są przecież przestrzenie zielone, gdzie może się dużo dziać. Przy wejściu głównym do parku można się zaopatrzyć w mapki terenu, na których zaznaczone są miejsca koncertów i wydarzeń, a po drugiej stronie jest taki harmonogram – widoczna szkoła Szalonych Dni Muzyki, gdzie takie „rozkłady jazdy” są podstawą, dzięki nim można sobie dokładnie zaplanować czas.

Tak więc najpierw byłam na koncercie Orkiestry Instrumentów Historycznych Musica Humana w Teatrze Stanisławowskim. Od debiutu, który opisałam pod powyższym linkiem, skład się nieco zmienił i wyraźnie umocniło się przywództwo Santiago Mediny. Też był Haydn, publiczność nawet nieźle dopisała, oczywiście klaskanie między częściami, ale ogólnie atmosfera była raczej luźna. W tym wnętrzu bardzo miło się słucha.

Wychodzę na zewnątrz, a tu widzę jakieś niebieskie wiewióry – stado plastikowych figurek. Co to za dewastacja terenu, pomyślałam złośliwie – a chodziło tylko o to. Jeśli więc ktoś pozbiera naklejki z wiewiórkami we wszystkich kolorach, będzie miał co robić w Łazienkach także w sierpniu, tyle że już bez muzyki (z wyjątkiem koncertów chopinowskich).

Poszłam więc w stronę wiewiórek czerwonych, czyli w okolice Trou Madame, gdzie grał Kazzma Brass Quintet – i zrobił się po prostu miły piknik, z odpowiednim jazzikowym repertuarem, choć nie zabrakło też np. przeróbki jednej z fug z Wohltemperiertes Klavier. Każdy zespół występujący w plenerze ma do dyspozycji specjalny namiocik-daszek, taką przenośną minimuszlę koncertową. Przed nią ludzie rozkładali się na leżakach czy też bezpośrednio na trawie.

I jeszcze zajrzałam do Podchorążówki, gdzie można za pomocą technologii Kinect podyrygować Eine kleine Nachtmusik Mozarta. Stoi się przed takim postumentem, w którym kamera reaguje na ruchy rąk i odpowiednio do nich przyspiesza lub spowalnia tempo. Baaardzo ciekawe, całkiem postmodernistyczne wersje tego utworu można tam usłyszeć…

No i są zajęcia dla „melomaluszków”, są spektakle – jutro w Teatrze Stanisławowskim La serva padrona Pergolesiego. Całe rodziny mogą się świetnie bawić. Jeszcze przez trzy lipcowe weekendy.

O koncertach Daniela Sepeca i przyjaciół w Studiu im. Lutosławskiego napiszę wspólnie jutro. Ale po tym, co dziś usłyszałam, wszystkim polecam jutrzejszy koncert o 18. – będzie pięknie.