Dwie orkiestry, jeden recital

Na pierwszym koncercie eksperymentalne zderzenie AUKSO i Orkiestry XVIII Wieku (jutro druga runda), na drugim samotny Nelson Freire. Było ciekawie.

Tak jeszcze nie było na tym festiwalu, żeby w jednej części grała jedna orkiestra, a w drugiej – inna. Współczesna muzyka zderzona z Mozartem, i tu, i tu duet skrzypiec i altówki.

AUKSO rozpoczęło nowym, ukończonym w zeszłym roku Concerto doppio Krzysztofa Pendereckiego. Znakomitymi solistami byli Aleksandra Kuls i Ryszard Groblewski – i właściwie tyle mogę na temat tego utworu powiedzieć. Niewiele on wnosi, opiera się na tematach pojawiających się w twórczości kompozytora od parunastu lat. Deklarowałam już nieraz, że trudno mi docenić – z wyjątkami, i owszem – późniejsze jego dzieła. Wolę energię i dynamikę tego, co było wcześniej.

Wśród tłumów, które na tym koncercie się pojawiły, wielu było wielbicieli jazzowej pianistyki Leszka Możdżera. Tym razem grał po prostu Koncert na fortepian i orkiestrę Henryka Mikołaja Góreckiego, który pierwotnie został napisany jako Koncert klawesynowy i dedykowany Elżbiecie Chojnackiej. I właśnie w wersji z klawesynem amplifikowanym jest najlepszy, bo fortepian ginie pod smyczkami, nawet jeśli one grają w niewielkim składzie. Nawet Możdżer wiele nie pomógł, choć bardzo artystycznie machał czupryną; parę akcentów też dodał od siebie. Nie ma rady, tak to jest po prostu napisane. Za to fani pianisty otrzymali mały prezencik na bis: improwizację na temat Preludium c-moll Chopina.

Po przerwie zmieniła się orkiestra i nastrój. Symfonia koncertująca KV 364 jest dziełem po prostu przepięknym, które nie znudziło mi się nawet po kilkunastokrotnym wysłuchaniu pod rząd na ostatnim Konkursie im. Wieniawskiego… Solistami w tym utworze byli Thomas Zehetmair i Ruth Killius. Ona po prostu bardzo sympatyczna i empatyczna, on – z innego świata, taki jurodiwy skrzypiec. Obserwować i słuchać go można bez końca – ta ekspresja wciąga. Niesamowity. Szkoda, że tym razem nie zagrał też sam (trzy lata temu grał tu Schumanna). Artyści zrobili niespodziankę: przygotowali na bis rzecz współczesną – Danse dense Heinza Holligera (z cyklu Drei Skizzen). Rzeczywiście gęsty był ten „taniec”, takie trochę moto perpetuo.

Freire. To bardzo kulturalny pan z klasą, artysta – by tak rzec – apolliński, choć mnie zawsze było czegoś w jego grze brak. (Ogólnie wolę tych dionizyjskich, a jeśli apollińskich, to raczej takich jak Pires…) Ale choć może nie jest obecnie w swoim najlepszym stanie, z choroby podniósł się imponująco. To bardzo cieszy.

Czepiać się dziś trochę będę tylko pierwszej części: Sonata A-dur KV 331 Mozarta – bez pretensji (i to dobrze), ale też trochę bez wyrazu; kilka miniatur Brahmsa jeszcze mniej mnie satysfakcjonowało (może w porównaniu z Pires sprzed paru dni). Po przerwie jednak – dużo lepiej. Miły wybór Wizji ulotnych Prokofiewa, które bardzo lubię – jedne zadziorne, inne łagodne i poetyckie. Piękna Dziewczyna i słowik Granadosa, a na koniec – naprawdę bardzo przyzwoity Chopin: Ballada f-moll, Berceuse (trochę za szybkie jak na mój gust) i Polonez As-dur. Dwa uspokajające i subtelne bisy: Nokturn Des-dur oraz znana transkrypcja chorału Bacha z kantaty Herz und Mund und Tat und Leben.

PS. Dziś wreszcie można pójść spać o normalnej porze…