Jubilaci, eklektyzm i Uri Caine

To trochę wyglądało, jakby ten koncert był ściśle tajny – mimo nazwiska Uri Caine’a wśród wykonawców i wolnego wstępu publiczność była nieduża. Jako konkurencja (hm…) w Filharmonii Narodowej grali dziś Motion Trio i Leszek Możdżer. I w obu miejscach zabrzmiał Koncert fortepianowy Góreckiego. 

W tym roku jakoś cały ciężar spadł na Lutosławskiego jako stulatka i Pendereckiego jako jedynego żyjącego z Trójcy. Górecki pozostał trochę w tyle (mam nadzieję, że w kwietniu, za sprawą prawykonania IV Symfonii, znów będzie o nim głośno). Jutro obchodziłby 80-lecie (drugie imię przyniósł sobie z kalendarza). Dziś więc koncerty zorganizowały IAM (właściwie współorganizował ten w FN, będący zarazem częścią cyklu Czwartkowych Spotkań Muzycznych) i Fundacja f.o.r.t.e. (ten w CSW), co prawda jako część cyklu Lutosfery, trwającego od lata, więc i dzieła Lutosławskiego dziś zabrzmiały, ale też pojawił się utwór Henryka Czyża, który skończyłby 90 lat, a w tym roku mija także 10 lat od jego śmierci.

Wydawałoby się dopiero co było lato i AUKSO grało na dziedzińcu Zamku Ujazdowskiego piosenki Derwida z Dorotą Miśkiewicz jako solistką. I oto mamy początek zimy oraz powrót AUKSO. Swoją wizytę w szacownych murach (pustych, bo między wystawami) orkiestra rozpoczęła symbolicznym odegraniem Tamburetty Adama Jarzębskiego, który jako architekt nadzorował budowę zamku. Przejściem w bardziej współczesne regiony była Canzona di barocco Czyża, która z barokiem ma wspólny chyba tylko rysunek głównego tematu – to taki szczypatielny utwór „bisowy”. Potem dwa utwory patrona cyklu: Grave (z solistą Dominikiem Płocińskim) i Muzyka żałobna, a po nich główny punkt wieczoru.

Muzykowanie Uriego Caine’a uwielbiał Andrzej Chłopecki i na jego życzenie fragment został odtworzony na jego pogrzebie. Dlatego Justynie Raubo z fundacji f.o.r.t.e. przyszło do głowy, aby zamówić kompozycję poświęconą jego pamięci właśnie u tego pianisty/kompozytora. Powstało coś bardzo dziwnego – pierwszy raz spotkałam się z czymś takim. Utwór nazywa się: In memoriam – koncert na sopran, orkiestrę smyczkową i pianistę improwizującego. Obejrzałam nuty po koncercie. Wszystko jest dokładnie nutkami wypisane, partia śpiewaczki i zespołu, brak tylko partii fortepianu, bo przecież jest improwizowana. Czy z tego wniosek,  że rzecz może być wykonywana wyłącznie z udziałem autora? No i ciekawe, jak by to było, gdyby tę partyturę wykonać tak, jak została napisana, tylko bez pianisty?

Sopran śpiewa praktycznie przez cały czas (znakomita Joanna Freszel o pięknym głosie); tekst to trzy wiersze Czesława Miłosza (podpowiedziane zapewne przez stronę polską, bo przecież Uri Caine polskiego nie zna). Muzyka? Dziwna, eklektyczna, trochę z repetitive music, trochę łagodnych harmonii, a trochę ostrych i cierpkich; stylistyka wciąż się zmienia jak w kalejdoskopie. Pianista też wciąż gra, okrasza całość, dodaje kolorytu. Utwór w sumie dość długi, trzyczęściowy – spodziewałam się krótszego. Orkiestra miała dość dużo do grania i do zgrywania się z resztą.

Po tym prawykonaniu – rzecz dobrze znana. Co prawda wolę wersję klawesynową Koncertu Góreckiego niż fortepianową – obsesyjność tej muzyki jest wtedy bardziej wyrazista. No i jeszcze – Caine dawał niemało po sąsiadach. Ale atmosfera była właściwa: właśnie obsesyjna w swojej rytmiczności, mechanizmie, niekończących się nawrotach poszczególnych motywów. Na bis pianista zagrał eksploatowanego ostatnio Mozarta – Sonatę facile, w której odzywały się tym razem nie tylko echa Gershwina i – w jednym miejscu – słynne „kotlety”, ale też w pewnym miejscu aluzja do Koncertu Góreckiego.

Koncert ma zostać odtworzony w radiowej Dwójce 12 grudnia.