Staronowa Filharmonia Śląska

Kamienica na ulicy Sokolskiej w Katowicach wydaje się z frontu wyższa o szklany dodatek. Ale z boku widać, że dobudowane zostały dwa piętra. Bez mała cztery lata trwał remont i dziś wreszcie gmach Filharmonii Śląskiej oddany zostaje znów do użytku.

Nikt się nie spodziewał na początku, że po drodze będzie tyle komplikacji. Np. przed remontem biura znajdowały się w sąsiedniej kamienicy, ale przez ten czas znalazł się właściciel, który kazał się wynosić. Drugi problem powstał w momencie, gdy wymyślono, że w nadbudowie znajdzie się sala kameralna. Okazało się, że budynek jest w gorszym stanie niż myślano, ściany pękają i remont trzeba zrobić jeszcze gruntowniejszy i dłuższy.

Ostatecznie stanęło na dobudowaniu dodatkowej przestrzeni na tyłach: znalazła się tam sala kameralna na 110 miejsc, a nad nią maszynownia nowych organów w sali koncertowej. W nadbudowie natomiast pomieściły się biura, salka seminaryjna na 40 miejsc i kawiarnia na dachu, z wyjściem na patio.

Sama sala koncertowa zmieniła się bardzo niewiele, właściwie tylko odświeżyła – wygląda elegancko. Ma 426 miejsc. No i doszły organy. To właśnie od nich rozpoczęła się inauguracja sali po remoncie: Julian Gembalski zagrał Toccatę i fugę d-moll Bacha, a potem własną improwizację na zadanym mu przed dyrektora FŚ Mirosława Jacka Błaszczyka temacie Ody do radości (chyba na cześć funduszy unijnych, które szczodrze wsparły rozbudowę), wplatając pod koniec temat z Exodusa Kilara, który zaplanowano na finał koncertu.

Nie będę się może przesadnie rozwodzić nad samym koncertem (ponadto był Koncert e-moll Chopina z Piotrem Palecznym, a w drugiej części Trzy tańce na orkiestrę Góreckiego oraz wspomniany Exodus), powiem tylko, że w pierwszej części siedziałam na balkonie i organy brzmiały stamtąd bardzo dobrze, a orkiestra z pianista huczała (zwłaszcza że miałam miejsce po lewej stronie, a kotły ustawiły się akurat z tej samej strony estrady). Na dole brzmiało już lepiej, choć też była potężna masa dźwięku – ale takie są te utwory. Podziwiałam, że zmieściła się duża orkiestra z chórem, jednak z trudem: estrada była i jest niewielka. Ciężko byłoby tam wykonywać utwory oratoryjne, jeszcze na dodatek z organami.

Przed koncertem były długie mowy tronowe (ma się rozumieć ministerstwo kultury było nieobecne). Największe brawa otrzymała dyr. Grażyna Szymborska, która już w filharmonii nie pracuje (z tego, co słyszę z różnych stron, odbyło się po drodze jakieś polskie piekiełko), ale bez niej nie byłoby ani tego remontu, ani dzisiejszego otwarcia.