Wielkopiątkowy odlot

Bardzo już tęskniliśmy za Le Poème Harmonique. I doczekaliśmy się: znów dali taki występ, że zapomnieliśmy, gdzie jesteśmy. Po raz pierwszy w Polsce wystąpili z Zespołem Wokalnym Capelli Cracoviensis (bo za granicą już występowali razem nie raz).

Nie tylko występowali, ale jeden z takich występów zarejestrowali na pięknej płycie wydanej przez Alphę, a zawierającej dwa radosne Te Deum: Marca-Antoine’a Charpentiera (to samo, z którego został wzięty sygnał Eurowizji) i Jeana-Baptiste’a Lully’ego. Vincent Dumestre jest tak z tej współpracy zadowolony, że planuje dalsze wspólne przedsięwzięcia. Jak posłucha się ich razem, trudno się dziwić.

Tym razem w wieczorze uczestniczyła tylko męska część zespołu wokalnego – wykonano także dzieła Charpentiera: wybór z Méditations pour le Carême (Medytacje na Wielki Post) i z Leçons des Ténèbres. Całość poprzedził pełen surowego piękna motet In pace starszego o pół wieku od Charpentiera Guillaume’a Bouzignaca; utwór okazał się pieknym wprowadzeniem w nastrój, a także zamknięciem, ponieważ zabrzmiał też jako drugi bis.

Trzech solistów śpiewało tego wieczoru – wszyscy znakomici, każdy z nich inny: młody tenor o łagodnej barwie, Reinoud Van Mechelen, drugi tenor bardzo ekspresyjny – Jeffrey Thompson (największy dramat miał miejsce w paru nutach, gdy zabrzmiały ostatnie słowa Jezusa: Ojcze, w twoje ręce oddaję ducha mego w części Tenebrae facta sunt – były jak krzyk) oraz bas Geoffroy Bouffière. Mieli bardzo dużo do śpiewania, a zespół CC był odpowiednim uzupełnieniem. W ostatnim, przejmującym Miserere wyszedł na pierwszy plan, gasząc również stopniowo stojące na scenie gromnice. Cały koncert rozbrzmiewał w niemal całkowitych ciemnościach, jedynymi źródłami światła były właśnie owe gromnice i – dla muzyków – lampeczki przy pulpitach.

Dzięki tym ciemnościom, ale też dzięki tej muzyce, nie tracącej cech barokowych, ale bardziej surowej i mrocznej, można było po prostu odlecieć.