Mykietyn u prezydenta

Misja umuzykalniania oficjeli w Pałacu Prezydenckich trwa. Tym razem jednak gośćmi byli przede wszystkim ludzie ze świata kultury. Myślę więc, że nie było im aż tak trudno łyknąć znakomitą muzykę Pawła Mykietyna.

Jego twórczość została wybrana na ten wieczór, ponieważ – jak powiedziała pani prezydentowa – kompozytor zadebiutował akurat 25 lat temu. To jest zresztą trochę bardziej złożone: rzeczywiście pierwszy z utworów zaliczonych do oficjalnej teki powstał w 1990 r., na Warszawskiej Jesieni wykonano go w trzy lata później. Ale ja nie postrzegam go jako „dziecko nowej Polski”, ponieważ pamiętam Pawła-licealistę, który dojeżdżał z rodzinnej Oławy na lekcje kompozycje do Grażyny Pstrokońskiej-Nawratil do Wrocławia, a jego młodzieńcze kompozycje były wykonywane na szkolnych koncertach.

Jednak to właśnie wykonany na dzisiejszym koncercie jako pierwszy utwór …choć doleciał Dedal… na fortepian, klarnet i wiolonczelę jest tym pierwszym oficjalnym. O doborze programu zadecydował sam kompozytor, i wybrał znakomicie. Jego pierwszy okres twórczości – to dzieła indywidualne i wyraziste, przemawiające językiem prostym, ale nie nazbyt, za to łatwo zapadające w pamięć; mają w sobie nieco teatralny charakter (nic więc dziwnego, że gdy później, w połowie lat 90. Mykietyn rozpoczął współpracę z teatrami, tak znakomicie się w niej odnalazł).

Potem była trwająca kilka lat faza uzależnienia od stylistyki Pawła Szymańskiego – ten czas cenię stosunkowo najmniej, choć to wówczas kompozytor zdobył cenne nagrody: za 3 for 13 i Epiphorę. Ale Kartka z albumu na wiolonczelę i taśmę, napisana w 2002 r. dla Andrzeja Bauera, kończy już ten okres, jest momentem wyzwalania się.

Wreszcie II Kwartet smyczkowy z 2006 r., który ukazuje świat dźwiękowy eksplorowany przez Mykietyna do dziś – zdumiewający, oniryczny świat brzmień ćwierćtonowych, czyli dla naszych europejskich uszu wciąż jakby fałszywych, a przecież nie fałszywych, i jakby rozsypanego, a przecież precyzyjnie wyznaczonego rytmu (to bardzo trudny utwór również dla wykonawców). Dla mnie jest to jednocześnie muzyka marzeń sennych i muzyka jakiejś dziwnej udręki; długo nie mogę o niej zapomnieć, nie znam niczego podobnego. Podobny stosunek mają do tego utworu jego dzisiejsi wykonawcy, Lutosławski String Quartet.

Potem było miło, towarzysko i smakowicie, na tarasie z pięknym widokiem na ogrody prezydenckie, ale myślę, że muzyka tego wieczoru długo zostanie słuchaczom w pamięci.