Waltornia to łatwy instrument

…bo można na nim grać nawet jedną nogą. I to lewą. Tak właśnie – znakomicie! – gra (z konieczności) Felix Klieser, który dziś został odznaczony nagrodą festiwalową przez dyrektora Usedomer Musikfestival Thomasa Hummla.

Ten 23-letni chłopak urodził się bez rąk. Ale co to przeszkadza muzykalności? Kiedy na niego się patrzy, przypominają się różni nasi kiksujący waltorniści, którzy narzekają, że taka uroda tego instrumentu. On nie narzeka, on gra. Trudno to sobie wyobrazić, ale to prostsze, niż się wydaje. Waltornia jest przymocowana do specjalnego statywu, który ma jeszcze wypustkę z drewnianym punktem oparcia dla pięty, by stopa się nie męczyła. (Ja natomiast z przerażeniem myślę o stanie stawu biodrowego tego chłopaka za parędziesiąt lat…) Wychodzi normalnie w butach, kłania się, po czym siada, zdejmuje je (oba, mimo że gra tylko lewą), podnosi ową lewą (na której, jak zauważyłam, ma też przypięty pasek od zegarka) i kładzie na wentylach. I wszystko odbywa się precyzyjnie i po wirtuozowsku. Tutaj można zobaczyć nawet, jak on ten statyw rozstawia. Jaką miłość do muzyki i do tego instrumentu ma ten chłopak, to jest po prostu niesamowite.

W Świnoujściu, w Domu Kultury zagrał z Sinfonią Varsovią Idyllę Głazunowa w wersji z orkiestrą smyczkową (nie znałam tego utworu, bardzo przyjemny) i Koncert Es-dur Mozarta. Tą częścią koncertu dyrygował Arman Tigranyan, a Krzysztof Penderecki, który czekał na swoją kolejkę, słuchał tych utworów siedząc z tyłu sali. – Aż mi było głupio – powiedział potem – nam to tak łatwo przychodzi… Ale tak prawdę powiedziawszy, czy Felix odczuwa, że to mu trudno przychodzi? „Kein Problem” – cytuje młodego artystę uznamska gazeta „Ostsee Zeitung”.

Na pewno łatwo też przyszło muzykom Sinfonii Varsovii – bo w końcu wiele razy znakomicie to robili – zagrać pod batutą Krzysztofa Pendereckiego utwory jego (Chaconne, Sinfonietta per archi) i Henryka Mikołaja Góreckiego (Trzy utwory w dawnym stylu). Uderzające były solówki młodych artystów w Sinfonietcie: nigdy nie słyszałam tak pięknej altówkowej jak w wykonaniu Katarzyny Budnik-Gałązki, potem była wiolonczelowa Marcela Markowskiego i skrzypcowa Marii Machowskiej. To ostatnie dni w tej orkiestrze tej znakomitej skrzypaczki, która tak zmieniła image, że zupełnie jej nie poznałam: włosy obcięła na wycieniowanego w punkowym niemal stylu jeża i założyła okulary w grubej oprawie, przez co stała się jeszcze bardziej wyrazista. Fajnie będzie wyglądać w Filharmonii Narodowej, a Sinfonię Varsovię czeka konkurs na kolejnego koncertmistrza.

A teraz jeszcze obrazki z mojego dzisiejszego spaceru.