Puccini a la Fellini

Warszawska Opera Kameralna ratuje się m.in. cyklem Sceny Młodych. To jest o tyle pozytywne, że dla młodych to świetna okazja, by się pokazać – a oddolnych inicjatyw operowych młodzieży jest w kraju coraz więcej. Dzisiejszy (i jutrzejszy) Gianni Schicchi przyjechał do nas z Gdańska.

To kolejna inicjatywa dyrygenta Rafała Kłoczko, który już uczynił ze swych działań tradycję: co roku wystawia mało znane opery z gdańską młodzieżą, współpracując z młodą warszawską reżyserką Natalią Kozłowską – tą samą, która reżyserowała Agrippinę. W Gdańsku widziałam ich spektakl ponad dwa lata temu. W zeszłym roku dyrygent zamarzył sobie wystawienie całego tryptyku Pucciniego i złożył wniosek do samorzadu woj. pomorskiego. Otrzymał na całość… 20 tys. zł. Za to więc zrobił Gianniego, a pozostałe części wystawili potem za darmo. Nie mogłam tego zobaczyć w zeszłym roku (podobnie zresztą jak tegorocznego spektaklu – Franceski da Rimini Rachmaninowa), więc ucieszyłam się z możliwości obejrzenia go w Warszawie. Jeśli ktoś się jutro zechce wybrać, zachęcam – godzinka świetnej zabawy.

To dowcipne dziełko o sprytnym gospodarzu wiejskim, który przechytrza bogatą i pazerną rodzinę, Natalia Kozłowska wystawiła nawiązując do commedii dell’arte. Wizualnie jest to atrakcyjne, choć opiera się na prostych środkach: paru rekwizytach – łóżku, trumnie, paru krzesłach; scenografii multimedialnej Olgi Warabidy, opartej na zabawnym pomyśle: na tle wnętrza komnaty ukazują się komiksowe dymki z tłumaczeniami, a gdy mowa jest o Florencji (gdzie akcja się rozgrywa), pojawia się animacja pejzażu tego miasta. Kostiumy utrzymane są w czerni, bieli i czerwieni, a twarze wymalowane jak maski. Piekielna rodzinka oraz Gianni stają się dzięki temu tym bardziej groteskowymi, felliniowskimi wręcz figurami. (A jest i moment, kiedy muzyka brzmi prawie jak z Nina Roty…)

Trudno właściwie wyróżniać kogoś specjalnie, może poza samą postacią tytułową, czyli Miłoszem Gałajem, ale ten tłum wykonawców przewijających się przez scenę bawi każdym gestem i grymasem; widać, że i tu, podobnie jak w Agrippinie, robota reżyserska była intensywna. Mam w tej chwili kłopot z wejściem na stronę Natalii Kozłowskiej (kiedyś wchodziłam), ale jeśli komuś się uda, to jest tam trailer Gianniego – podobnie jak innych reżyserowanych przez nią spektakli.