Charles Rosen wiecznie żywy

Wydany parę miesięcy temu przez Polskie Wydawnictwo Muzyczne Styl klasyczny Charlesa Rosena to pomnikowe dzieło sprzed lat 40. Dziś w NIFC odbyło się spotkanie promocyjne tej książki.

Księgi raczej, bo została wydana „w stylu klasycznym”, a raczej „w stylu biblijnym” – w twardej czerwonej okładce, na przyzwoitym papierze, z dwiema (!) zakładkami. Nie do zdarcia. Nakład 1000 egzemplarzy (przez dwa miesiące na rynku poszło już podobno 150 egz.), cena – jak mówią wydawcy – zaniżona: 69 zł (a w sieci jeszcze taniej).

Historia jej wydania jest dość szczególna. Rafał Augustyn, który ją przetłumaczył, pisze we wstępie – w drugim ze swoich wstępów: „>>Pertraktacje<< w sprawie podjęcia się tłumaczenia Stylu klasycznego nie trwały dłużej niż minutę: reprezentujący wówczas PWM Jerzy Stankiewicz mówił, że była to najszybciej zawarta umowa w jego redaktorskiej karierze. Nikt z nas nie przypuszczał, że od ukończenia pracy do dzisiaj upłynie ćwierć wieku”. Przez ten czas zdążył umrzeć Rosen (dwa lata temu), a niedługo po nim, w wieku 104 lat – Elliott Carter, którego utworów fortepianowych Rosen był oddanym wykonawcą.

Od Haydna, Mozarta i Beethovena do Elliotta Cartera – już samo to świadczy o bogactwie osobowości autora. Książka była już pomocą naukową dla niejednego pokolenia studentów muzykologii, choć trzeba było ją czytać po angielsku; jak powiedział Marcin Majchrowski, wiadomo było, że w szafie PWM leży zrobiony przekład, więc była to trochę paranoja. Ale po prostu, jak nietrudno się domyślić, dramatycznie zabrakło wówczas pieniędzy na wydanie tej książki. Przez ten czas zresztą i Rosen to i owo dopisał, więc trzeba było to jeszcze dotłumaczyć, ale to już była pestka.

Dzisiejsza rozmowa dotyczyła głównie tematu: na czym polega szczególność tego dzieła (prof. Zofia Chechlińska na okładce napisała, że książka „należy już obecnie do podstawowego kanonu literatury poświęconej muzyce okresu klasycznego” i że jest „niezbędna nie tylko dla muzyków, historyków muzyki i studentów, lecz również dla szerszego grona miłośników muzyki) i czy po 40 latach się nie zdezaktualizowała, czy jeszcze ma nam coś do powiedzenia. Wypowiadające się obie panie profesor (drugą była Irena Poniatowska) wypunktowały, że w tamtym czasie książka Rosena przełamywała tradycyjne „szufladkujące” traktowanie poszczególnych dzieł i epok, traktując je nie jak coś statycznego, rzecz dana, tylko jako proces. Prof. Poniatowska co prawda, która sama w czasach powstania książki Rosena napisała znakomitą Fakturę fortepianową Beethovena (niedawno wyszło jej nowe wydanie), miała do Rosena o tyle pretensję, że wśród różnych cech muzyki nie brał pod uwagę faktury właśnie; prof. Chechlińska zarzuciła, że nigdzie nie definiuje, nie dookreśla, co rozumie przez „styl” i przez „klasyczny”. Ale mimo to, uważają, książka jest fascynująca. Także dlatego, że pisana – co bardzo widoczne – z punktu widzenia muzyka-wykonawcy, nie muzykologa, którym Rosen przecież nie był.

Wypowiadał się też Rafał Augustyn – i tu, a propos pytania, czy po 40 latach ta książka jeszcze może być ważna, podrzucił przykład, który świadczy o tym, że jak najbardziej! Otóż Steven Stucky, amerykański kompozytor i autor książki Lutosławski and his Music, właśnie w tym roku ukończył swoją pierwszą operę, która nazywa się właśnie… The Classical Style i oparta jest częściowo na fragmentach z Rosena (w tekście) i utworów klasycznych (w muzyce). Na YouTube wisi rejestracja prawykonania; najpierw jest kwartet Haydna, potem rozmowa ze Stuckym; właściwa opera zaczyna się po 41 minucie. Nie zdążyłam tego jeszcze obejrzeć, ale ponoć jest to prześmieszne. Rafał Augustyn namawia kolegów z Komisji Programowej, żeby to pokazać na Warszawskiej Jesieni.