Dobra nowina w zimnym kościele

Podziwialiśmy ten zespół w zeszłym roku na Wratislavii. Dziś belgijski Vox Luminis wystąpił w gdańskim Kościele św. Jakuba z programem Puer natus in Bethlehem.

Tytuł koncertu wzięty został z sympatycznej kolędy Samuela Scheidta, a całość koncertu poświęcona była niemieckim pieśniom wokół Bożego Narodzenia z XVII w. Różnice stylistyczne jednak były duże – od Michaela Praetoriusa (ur. 1571) oraz trzech panów na „sch” urodzonych w latach 80. XVI w., czyli Heinricha Schütza, Johanna Hermanna Scheina i właśnie Scheidta, po Johanna Michaela Bacha (ur. 1648, dalekiego krewnego Johanna Sebastiana, a zarazem jego teścia, był to bowiem ojciec jego pierwszej żony Marii Barbary) i Johanna Pachelbela (ur. 1653). A więc same początki baroku, spoglądające jeszcze w stronę renesansu, oraz barok już bardziej zaawansowany.

Zwykle w małym, późnogotyckim (z prostym renesansowym drewnianym stropem) kościele św. Jakuba umieszczane są koncerty z muzyką dawniejszą, średniowiecza i renesansu, lecz i te dzieła zabrzmiały w nim znakomicie. Jest to muzyka, która w ogóle szczególnie dobrze brzmi w Gdańsku, gdzie zbliżone i trochę późniejsze  czasy były złotym wiekiem, a działało tu wielu muzyków przybyłych właśnie ze wschodnich niemieckich ziem – Turyngii, Saksonii, Brandenburgii (polecam przy okazji mój artykuł w następnym, świątecznym numerze „Polityki”, który będzie zatrącał o ten temat).

Jest w tej muzyce, i to niezależnie od stylistyki, coś bardzo szlachetnego i ujmującego, jakaś skromność i autentyczna pobożność, a jeśli chęć podobania się, to podporządkowana jednak kwestiom duchowym. Tak też śpiewa zespół Vox Luminis – piękno głosów służy przekazywaniu prawdy artystycznej i duchowości, nie popisowi. W sumie dziesięcioro wokalistów (licząc szefa Lionela Meunier, który śpiewa basem) oraz zaledwie trzy, dyskretnie towarzyszące instrumenty: gamba, dulcian i pozytyw. Dyskrecja zanikała pomiędzy utworami: organista zapełniał przerwy pomiędzy nimi, a zarazem czas na zmianę ustawienia śpiewaków (w każdym utworze był trochę inny skład) preludiowaniem, które może nie zawsze było bardzo stylowe, ale zręcznie wypełniało zadanie modulacji do tonacji kolejnego utworu. Publiczność po paru utworach próbowała wymusić oklaski, ale w końcu musiała uszanować koncepcję przedstawienia koncertu jednym ciągiem; przerw nie było nawet między grupami tematów (Adwent, Zwiastowanie, Narodziny, Adoracja). Swoją drogą nic dziwnego, bo oklaski przedłużały sprawę, a w kościele było zaledwie 14 stopni (na próbie jeszcze mniej, więc Lionel Meunier podziękował nam, żeśmy przyszli i troszkę to wnętrze ogrzali) i naprawdę trzeba podziwiać muzyków, że nie tylko w ogóle wystąpili, ale dali też przepiękny koncert. Nawet z bisem: po ostatnim punkcie programu, jakim było O Jesulein süss, O Jesulein mild Scheidta, w nawiązaniu był ten sam temat opracowany chorałowo przez Bacha – tym razem Johanna Sebastiana. wszystko do niego zmierzało.

Przekazałam Wasze zastrzeżenia co do jakości dźwięku transmisji. Jeśli ktoś dziś słuchał, niech da znać, jak było. Radiowcy chcą to sprawdzić.