Jesienny Schubert na wiosnę

O Elisabeth Leonskiej pisze się zwykle: wielka dama fortepianu (sama też tak o niej pisałam!). Bo jest damą i gra jak dama. Tak właśnie. Schuberta także.

– Postarzyła go – stwierdził w przerwie znajomy. Hm… rzeczywiście Schubert umierając miał zaledwie 33 lata, a więc według naszych współczesnych kryteriów był młody, a trzy ostatnie sonaty – c-moll, A-dur i B-dur – powstały w tym samym 1828 r., czyli ostatnim roku jego życia. Ale zaryzykuję twierdzenie, że dojrzał muzycznie bardzo szybko i że mając lat 33 miał już świadomość muzyczną starszego kompozytora. Sonaty te swoim nastrojem i jakością spełniają kryteria późnej twórczości wielkich kompozytorów, pełnej wizjonerstwa i refleksji.

Elisabeth Leonskaja (choć nie przystoi wypominać damie wieku, to jednak w czasach Wikipedii nie da się go ukryć) kończy w tym roku 70 lat. Można by powiedzieć, że w tym wieku był jej Schubert. Bardzo zrównoważony, choć nie pozbawiony temperamentu, ale często zanurzony we mgle i w kontemplacji. Budzący szacunek i skupienie, ale nie wstrząsający. Zupełnie inny jednak w rozkładzie emocji niż w pamiętnym wykonaniu Pires. Mówi się o przyjaźni muzycznej i pokrewieństwie Leonskiej z Richterem. Owszem, wpływ się wyczuwa, choć u osiadłej w Wiedniu pianistki jest więcej spokoju. Najpiękniejsze są jej części powolne, zagłębione w jakimś mroku. Scherza i finały momentami się prześlizgują i to mi najbardziej w jej wykonaniach przeszkadza. Ale naprawdę odczuwa się szacunek i ma się poczucie obcowania z wielką historią. A zagrane na bis Impromptu Ges-dur op.90 nr 3 było po prostu piękne. Tutaj i tutaj parę kawałków sonat.

Z tych trzech najtrudniejsza jest oczywiście B-dur. Rekordowe tempo (pod względem powolności) osiągnął tu Richter; tą interpretacją zapewne inspirował się wiele lat temu (jakoś w pierwszej połowie lat 90.) młodziutki Piotr Anderszewski. Teraz inaczej słucham tego typu interpretacji, ale kiedyś uważałam, że wszyscy grają to po prostu nudno, nawet Rubinstein, i tylko Horowitzowi się udało nie zanudzić. Później jednak z przyjemnością słuchałam takich interpretacji jak Perahii. Tempo Leonskiej może najbardziej przypominało tę właśnie interpretację. Jednak absolutnie niezapomniana jest dziś dla mnie interpretacja Pires i cieszę się, że mam jej płytę właśnie z ostatnimi sonatami. Coraz bardziej już jestem ciekawa, jak do nich podejdzie Krystian Zimerman. Niestety, znów odwołuje koncerty, ponoć z powodu choroby (nie wnikam) – ostatnio odwołał 1 maja w Baden-Baden i 12 maja w Bazylei, zapewne jeśli coś było w pobliżu, to też. Miejmy nadzieję, że jesienią da radę – na 1 listopada zapowiadany jest jego recital z dwiema ostatnimi Schuberta w Amsterdamie. Będzie już po Konkursie Chopinowskim, więc zaczynam myśleć poważnie o tym, by się tam znów wybrać.