Nowe miejsce NInA

Narodowy Instytut Audiowizualny na swoje dziesięciolecie (przez pierwsze cztery lata funkcjonował pod nazwą Polskie Wydawnictwo Audiowizualne) otwarł właśnie nową elegancką siedzibę na warszawskim Służewiu, przy ulicy Wałbrzyskiej.

Nie jest jeszcze gotowa w całości, ponieważ przebudowywany jest jeszcze dziedziniec, który też ma stać się miejscem kultury, pokazów filmowych na wolnym powietrzu czy innych imprez. Ale to, co pod dachem, jest już do używania. Można przyjść do czytelni i np. obejrzeć na miejscu film (polski oczywiście), którego nie znajdziemy legalnie w sieci. Można nawet przyjść zdigitalizować swoje nagrania analogowe. Najbardziej działa na wyobraźnię informacja, że w piwnicy znajdują się serwery o pojemności pięciu petabajtów – aż trudno to sobie wyobrazić. Jest więc tam jeszcze wiele, wiele miejsca na kulturę. Tylko korzystać.

Wszelkie konkretne informacje na stronie NInA. Będzie to miejsce otwarte, gdzie będzie można przyjść także po prostu na kawę – do kawiarni nazwanej „Gorączka” od filmu Agnieszki Holland. A sala kinowa na piętrze nazwana została „Ziemią obiecaną” – nazwa ta, jak stwierdził dyrektor Michał Merczyński, mogłaby właściwie dotyczyć całej siedziby po latach tułaczki po różnych wynajmowanych lokalach. W tej sali właśnie wczoraj dokonano uroczystej inauguracji miejsca.

Po obejrzeniu okolicznościowego filmu o działaniach instytutu odbył się koncert utworów Aleksandra Nowaka w wykonaniu orkiestry AUKSO pod batutą oczywiście Marka Mosia: najpierw Last Days of Wanda B.  z 2006 r. (ową tajemniczą Wandą B. była babcia kompozytora; w utworze ukryte są jej ulubione melodie), potem trzyczęściowy Dziennik zapełniony w połowie z wiolonczelą solo (Magdalena Bojanowicz), wreszcie rzecz najświeższa: NANINANA, bardzo zgrabny utwór napisany na zamówienie instytutu z okazji dziesięciolecia, z udziałem Piotra Sałajczyka grającego na oldskulowym elektrycznym pianinie Fender Rhodes. Muzyka Nowaka zawiera elementy bliskie codzienności, sprawiające, że wydaje się momentami lekka, łatwa i przyjemna, tymczasem wcale taka bardzo łatwa nie jest (podobnie jak jest w przypadku Thomasa Adèsa, choć na tym podobieństwa się kończą).

Dziś z kolei był recital fortepianowy Macieja Grzybowskiego; program został bardzo ciekawie skonstruowany: od trzech Intermezzów Brahmsa z op. 117 przez Inwencje Andrzeja Czajkowskiego, Sonatę Es-dur KV 282 Mozarta oraz Valses nobles et sentimentales Ravela, po parę mazurków Chopina. Cóż, przykro mi to powiedzieć, ale recitale fortepianowe w tej sali nie powinny się odbywać – wczoraj orkiestra grała z dodanym niewielkim pogłosem i dzięki temu dość przyzwoicie się jej słuchało (choć solistów słuchało się z mniejszym komfortem); dziś natomiast nagłośnienie było nader dyskretne, dźwięki tonęły w wacie, a najbardziej skonfundowany był sam pianista, sadząc więcej „sąsiadów” niż zwykle. Bardzo szkoda. Ale to jednak jest przede wszystkim sala kinowa i z pewnością tę funkcję będzie spełniać znakomicie, zaopatrzona – jak zapowiedział Michał Merczyński – w system Dolby Atmos.

Dodam jeszcze, że wczoraj po koncercie był dancing wielopokoleniowy prowadzony przez najstarszą didżejkę w Polsce – słynną już nie tylko w Polsce DJ Wikę. Zajrzałam na chwilę – świetna to jest postać! Aż przyjemnie było poobserwować.