Cztery stopnie wtajemniczenia

Krystian Zimerman odbierając tytuł doktora honoris causa Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina nie wygłosił wykładu (jak zrobił to swego czasu podczas analogicznej uroczystości na swej macierzystej uczelni w Katowicach). Mówił krótko, ale pięknie i wzruszająco.

Poprzedniego dnia miał mieć spotkanie ze studentami, ale je odwołał; swoją mowę także skrócił do minimum. Nic dziwnego: jest chory i ledwie mówi, kiedy zamieniłam z nim dwa słowa po uroczystości, już bardzo chrypiał, a ustawiła się do niego długa kolejka i z każdym starał się porozmawiać – do wieczora chyba kompletnie straci głos. Ale wystarczyło mu go na sali na tyle, żeby powiedzieć kilka bardzo ważnych rzeczy. Nie notowałam na bieżąco ani nie nagrywałam (być może ktoś to robił), więc streszczam tylko kilka słów z tego, co zapamiętałam.

Zwrócił się do studentów, mówiąc, że przed nimi cztery stopnie wtajemniczenia, nauczania. Najpierw trzeba nauczyć się być dobrym instrumentalistą. Potem, gdy już ma się opanowaną technikę, trzeba zrozumieć, jak być dobrym muzykiem. Kiedy już się dobrym muzykiem zostanie, należy sięgnąć po więcej: zostać artystą. A artysta – musi być dobrym człowiekiem.

Nie użył słowa pokora, ale wynika ona z postulowanego przezeń podejścia do wykonawstwa konkretnych dzieł. Otóż powiedział on: „Będziecie musieli, używając oczywiście swojego kunsztu instrumentalisty i swojej wiedzy o muzyce, ukazać powód, dla którego kompozytor stworzył dany utwór”. Muszę powiedzieć, że to mnie szczególnie ujęło. To sformułowanie mówi wszystko o jego stosunku do sztuki wykonawczej: należy iść za kompozytorem, oczywiście będąc sobą, ale to dzieło jest na pierwszym miejscu. Dzieło ma swoje uwarunkowania, bez których by nie powstało – albo powstałoby inne.

Mówił nie tylko o muzyce. Powiedział też, że gdy po długiej nieobecności patrzy, jak Warszawa wypiękniała, cieszy się bardzo, ale przychodzi refleksja: przecież tak łatwo można to stracić. Podobnie jak z demokracją: tak łatwo można ją zniszczyć. A z demokracją jest jak z miłością: nie jest nam dana na własność, musimy cały czas ją tworzyć. (Jak już było o miłości, padło parę ciepłych słów podziękowania dla żony.) Dlatego – zaapelował – zróbmy wszystko, by w naszych pięknych lasach rosły drzewa, a nie stały armaty. A zamiast zwiększać finanse dla wojska przeznaczmy te pieniądze na kulturę.

Powiedziałabym od siebie, że nie takie to proste, że to raczej piękna utopia. Ale taka wizja może wzruszać. I wielu po tej mowie mówiło, że się wzruszyło.