Z trąbką w roli głównej

Węgierski trębacz, polska orkiestra, muzyka polska, francuska i turecka – tak święto narodowe Austrii obchodzono dziś w Krakowie.

Gábor Boldoczki to jeden z najwybitniejszych trębaczy młodszego pokolenia, zwycięzca konkursów z monachijskim ARD na czele. Dla niego właśnie swój najnowszy Koncert trąbkowy napisał Krzysztof Penderecki; prawykonanie miało miejsce w maju w Saarbrücken na Festiwalu Saary, tym samym, w ramach którego wystawiono Halkę w Kaiserslautern. Utwór miał trzech zamawiających: miejscową orkiestrę, Sinfoniettę Cracovię i Musikverein Graz. Tu się wyjaśnia udział austriacki w dzisiejszym wydarzeniu, a drugim jest obecność w roli dyrygenta Jurka Dybała, który od lat jest kontrabasistą w Wiener Philharmoniker, a od zeszłego roku objął kierownictwo Sinfonietty Cracovii.

Koncert miał polskie prawykonanie w niedzielę na zakończenie Festiwalu im. Krzysztofa Pendereckiego Poziom 320 w Zabrzu, a nazajutrz po raz pierwszy został wykonany w Krakowie i dopiero na to wykonanie kompozytor doleciał z Hongkongu i dotarł na koncert niemal prosto z samolotu. Podziwiam, że oboje z małżonką w ogóle przyszli i robili wrażenie przytomnych; nie dziwię się, że po przerwie już wyszli.

Nowy utwór Pendereckiego zaczyna się trochę nietypowo w stosunku do innych jego utworów z ostatnich lat i trochę szkoda, że szybko się to kończy i znów wracamy do czegoś, co znamy już aż za dobrze. Ale słucha się tego przyjemnie, zwłaszcza że dużo jest tam trąbki, a Boldoczki naprawdę jest znakomity. Na przemian ze zwykłą trąbką używa skrzydłówki (inaczej Flügelhorn), która brzmi bardziej miękko i ciepło. Ostatnia część jest wesołym pastiszem, niemal prokofiewowsko-szostakowiczowskim, i kończy się jak ucięta żartem w guście prokofiewowskim właśnie. To ucięcie z początku trochę dziwi, ale po brawach artyści postanowili tę część powtórzyć i kiedy już człowiek był na to przygotowany, wydało się to naturalne.

Teraz jadą do Lusławic, żeby nagrać ten koncert z przeznaczeniem na płytę, którą wyda Sony Classical – firma, z którą związany jest Boldoczki. Znajdzie się jeszcze na niej drugi koncert, Fazila Saya, oraz jakiś trzeci, który nie został jeszcze wybrany (dogrywanie na początku przyszłego roku). Dlatego też dzieło tureckiego twórcy zostało dziś wykonane. Znając jego dziwaczne zachowania z koncertów (jest przecież znanym pianistą) nie spodziewałam się tak bezpretensjonalnego utworu z pewnymi orientalnymi aluzjami, ale też różnymi interesującymi pomysłami instrumentacyjnymi, jak np. trąbka w zestawieniu z wielkim bębnem. Wisi na tubie – tutaj, tutaj i tutaj. W sumie też muzyka lekka i przyjemna.

A żeby wieczór był jeszcze lżejszy i przyjemniejszy, oba koncerty zostały oprawione dziełami Ravela: Le tombeau de Couperin na początku i Bolerem na końcu. Na bis była Pawana dla zmarłej infantki, co się narzucało, ponieważ RMF Classic był jednym z patronów medialnych. Nawiasem mówiąc, w tym radiu i na Onecie – innym partnerze – Sinfonietta Cracovia ogłosiła minikonkurs na zdjęcie z różnymi wariacjami na temat trąbki – najlepsze zostały nagrodzone koszulkami ze zreprodukowanym autografem (z podpisem) Pendereckiego. Śląski desant na Sinfoniettę Cracovię jest świetny w marketingu i bawi się tym. Efektem była dziś pełna sala ICE.

Co cieszy, to że rzeczywiście chyba akustycy dokonali jakichś poprawek i sala brzmi już lepiej, przynajmniej z poziomu II balkonu. Zresztą to oczywiste, że współczesna orkiestra brzmi w takim wnętrzu lepiej niż barokowa, która jednak powinna grać w mniejszych salach. Za kilka dni będę tu znów na prawykonaniu oratorium Sanctus Adalbertus Henryka Mikołaja Góreckiego (mam pewne obawy związane z tym, że mimo iż utwór był skończony, kompozytor nie zdecydował się na jego wykonanie i zapewne miał swoje racje…) i zobaczę, jak będzie teraz brzmiało z parteru.