Muzyka dla Kocicy

Bardzo się ucieszyłam z możliwości posłuchania Yulianny Avdeevej w Filharmonii Szczecińskiej, i to w repertuarze, którego dotąd w jej wykonaniu nie słyszałam: w Beethovenie i Strawińskim. Była fantastyczna.

V Koncert Beethovena zagrała statecznie, bez pośpiechu, dostojnie i po królewsku („cesarsku”) – i lirycznie, kiedy trzeba było. Znakomicie współpracowała z dyrygentem Jakubem Chrenowiczem i z orkiestrą, która bardzo się starała i zagrała naprawdę przyzwoicie. Tak właśnie pomyślałam, że z Beethovenowskich koncertów właśnie ten będzie tej pianistce najlepiej pasował.

Ale samą siebie przeszła w Capriccio Strawińskiego. To jest utwór jakby dla niej napisany, dla jej kociej zwinności i zręczności, a także poczucia humoru, bo on nie jest całkiem na serio, choć i pompatyczności (zwłaszcza w drugiej, bachowskiej części) mu nie brakuje. Typowy Strawiński okresu neoklasycznego, kwintesencja jednego z najbardziej znanych jego stylów. Harmonicznie i instrumentacyjnie nie jest on tak prosty, więc tu już orkiestra nieco plątała się w zeznaniach, zwłaszcza że zespół tu dzieli się na części, jest czworo smyczkowych solistów jako grupa koncertująca, osobną rolę mają też instrumenty dęte. Ach, chciałoby się posłuchać tego w wykonaniu, w którym warstwa orkiestry byłaby na poziomie solistki. Najbliższą okazję może mieć schwarzerpeter – 25 listopada będzie grała ten utwór w Toronto. Naprawdę warto. Nie rozpoznałam niestety bisu – coś w rodzaju walczyka w stylu Szostakowicza czy Prokofiewa.

Trudna dla orkiestry okazała się też Symfonia włoska Mendelssohna, a może i dyrygent jakoś nie był w stanie wziąć jej w ryzy. Faktem jest, że trochę się rozłaziła w szwach, ale słychać było dobre chęci. Ogólnie orkiestra od uzyskania nowej siedziby bardzo się rozwinęła. Ale widać, że jeszcze długa droga przed nią.

W każdym razie ma dla kogo grać. Sala była pełna; koło mnie siedziała grupa z Niemiec. Siedziałam tym razem na parterze, w IX rzędzie, i też bardzo dobrze się słuchało (znałam jak dotąd balkon).

A poza tym miałam bardzo miły minizlocik – pozdrawiam Mar-Jo (z którą się pewnie jeszcze zobaczymy) i anonimową czytelniczkę, która podeszła do nas przed koncertem.