Zdrowie Profesora!

Prof. Jerzy Artysz tydzień temu ukończył 85 lat. Z tej okazji Opera Narodowa, z niemałym udziałem uczniów Profesora oraz Warszawskiej Opery Kameralnej, zorganizowała wzruszającą uroczystość.

Wielka klasa – to pierwsze określenie, jakie przychodzi na myśl w związku z tą wspaniałą postacią naszego życia muzycznego. I to pod każdym względem: jako artysta, jako pedagog, jako osobowość – i jako człowiek po prostu. Przyzwyczailiśmy się do jego obecności niemal od zawsze, ale też śledziliśmy jego artystyczne meandry, a bywał prawdziwie wszechstronny. Zawsze wierny muzyce współczesnej, od lat 60. (utwory Tadeusza Bairda czy Kazimierza Serockiego) aż po ostatnią dekadę, gdy w 2004 r. dokonał prawykonania Ładnienia Pawła Mykietyna (za które otrzymał Nagrodę „Orfeusz”). Równolegle śpiewał opery zupełnie tradycyjne. Dość późno objawił się jako wybitny wykonawca Monteverdiego – pamiętam, gdy na koncercie w Teatrze Wielkim zaprezentował absolutnie stylowo wszelkie możliwe gorgie, to był wtedy szok. Przy tym był wspaniały aktorsko, pamiętne są jego role – od Jakuba z Manekinów Zbigniewa Rudzińskiego według Brunona Schulza (dziś już chyba mało kto ten spektakl pamięta, a miał swego czasu wielkie powodzenie) po niesamowitą rolę tytułową w Falstaffie Verdiego w Warszawskiej Operze Kameralnej w 2002 r. Dziś też zaskoczył na sam koniec, ale po kolei.

Trzonem wieczoru była swobodna rozmowa, którą z Profesorem prowadził Aleksander Laskowski, w tle pojawiały się slajdy ze zdjęciami z przeszłości, często komentowane. Pojawiały się też nagrania głosów osób, które nie mogły być obecne: Jadwigi Rappe, Artura Stefanowicza. Najzabawniejsze było nagranie małżonki Profesora, która najpoważniejszym belferskim głosem (tak, że wszyscy pękali ze śmiechu) odczytała muzykologiczną analizę wolnej części Koncertu e-moll Chopina (autorstwa prof. Johna Rinka). Po odtworzeniu tego nagrania Elżbieta Artysz wystąpiła już osobiście, opowiadając zabawne anegdoty z ich życia. Począwszy od czasów studenckich, gdy on przychodził po nią na wydział muzykologii, siedział pod salą i słuchał wykładów, zostając w ten sposób „muzykologiem z nasłuchu” („I dlatego jest taki mądry!” – wykrzyknęła nawiązując do wcześniejszych wypowiedzi o walorach intelektu Profesora).

Były też oczywiście przerywniki muzyczne z uczniami Artysza w roli głównej, z akompaniamentem Musicae Antique Collegium Varsoviense. Jan Jakub Monowid zaśpiewał recytatyw i arię z kantaty Cessate, omai cessate Vivaldiego, Kacper Szelążek – jako artystyczny wnuk bohatera wieczoru, czyli student Artura Stefanowicza – zjawiskowo wykonał Gelido in ogni vena z Farnace Vivaldiego, Jarosław Bręk nawiązał do lat 60. wykonując z Anną Marchwińską przy fortepianie Cztery sonety miłosne Bairda (barwą głosu zupełnie przypominał swojego pedagoga), a Dopo Notte z Ariodantego Haendla, znów z zespołem WOK (kierownictwo od klawesynu – Lilianna Stawarz) – zaśpiewała brawurowo Anna Radziejewska. Później rozpoczęły się liczne życzenia i adresy gratulacyjne, na scenę wchodziły kolejne osoby niosące kolejne naręcze kwiatów. Wszystko to razem było absolutną niespodzianką dla bohatera wieczoru, który nie znał programu, ale on sam zarezerwował sobie ostatnie minuty. Najpierw odpowiedział na wszystkie te przemowy (wśród których były też podziękowania od uczniów) – i jego słowa były najpiękniejsze ze wszystkich. Powiedział, że dziękuje, ale nie jest to elegancka uprzejmość, lecz rzecz głęboka, ponieważ dziękuje wszystkim, których na swej drodze spotkał. Ponieważ zawsze tym, których spotykamy, coś zawdzięczamy, zawsze czerpiemy od innych i innym dajemy. Jak byłoby cudownie, gdyby ludzie pamiętali o tej zasadzie… a o to coraz trudniej, przeciwnie, coraz bardziej dochodzą do głosu postawy braku szacunku dla innych.

No i na koniec Jubilat zaśpiewał, przywołując na scenę Ewę Leszczyńską (która jest równie znakomitą śpiewaczką, jak pianistką kameralistką). Najpierw był Leiermann, czyli ostatnia pieśń z Schubertowskiego cyklu Winterreise, ale ze słowami Stanisława Barańczaka; potem Spotkanie z matką – jedna z pieśni z cyklu Serce nocy Serockiego (do słów Gałczyńskiego), i wreszcie Kołysanka Jana Maklakiewicza, także do słów Gałczyńskiego.

Całość tego wieczoru była nagrywana przez radiową Dwójkę i zostanie przez nią odtworzona w sobotę. Mamy też na tej antenie cykl audycji z udziałem Profesora, a Polskie Radio wydało właśnie dwupłytowy album z archiwalnymi nagraniami Jerzego Artysza. Na jednej płycie jest cykl Jaśkowa dola Stanisława Niewiadomskiego oraz Dichterliebe Schumanna (oba nagrania z lat 80., pierwsze z Katarzyną Jankowską, drugie z Mają Nosowską), a na drugiej – barokowe arie włoskie (m.in. Antonio Lotti, Giovanni Battista Bononcini, Alessandro Scarlatti) oraz rzeczy dwudziestowieczne (Debussy, Baird, Britten, Górecki) i Verdi. Niezły przegląd – trochę późno, ale lepiej późno niż wcale. Każdy z nas otrzymał egzemplarz tego albumu przy wyjściu. Na przyszły rok z kolei przedstawiciele PWM zapowiedzieli wydanie wywiadu-rzeki z Profesorem, przeprowadzonego przez Sylwię Wachowską i Aleksandra Laskowskiego.

Jak w oazie. A potem trzeba było jednak wyjść i znów znaleźć się w stanie wojennym…