Dzień gniewu w Wielki Piątek

To nie był pierwszy raz, gdy Marc Minkowski zadyrygował Requiem Mozarta w Krakowie – poprzednim razem był ten pamiętny na Rynku, z polskimi muzykami (Chór Polskiego Radia, Sinfonietta Cracovia), w przeddzień pogrzebu Lecha i Marii Kaczyńskich. Ale z własną orkiestrą to jednak zupełnie inna jakość.

Szkoda tylko, że na Misteriach Paschaliach Les Musiciens du Louvre-Grenoble nie wykonali tu całego, pięknie skomponowanego, programu tournée, czyli „testamentu Mozarta”, utworów z końcówki jego życia. Zdaje się, że gospodarzom festiwalu nie pasowało wykonywanie arii ze świeckiej opery w Wielki Piątek. I tak jako jedyni zostaliśmy pozbawieni przyjemności wysłuchania tych kompozycji.

Requiem jednak było bardzo szczególne. Minkowski z LMDLG, a także z solistami i chórem kameralnym Palau de la Musica Catalana, wykonali jego wersję proponowaną przez słynnego muzykologa brytyjskiego H.C. Robbinsa Landona, czyli powrót od poprawek Franza Xavera Süssmayra do pierwotnej, bardziej przejrzystej instrumentacji dokonanej przez innego przyjaciela Mozarta, Josepha Leopolda Eyblera. Uderzająca już od początku była artykulacja: Introitus był bardzo wyrazisty, a zarazem pełen szlachetnej prostoty. Natomiast Dies irae – to było piekło i szatani, prawdziwy dzień gniewu, szczególnie dzięki piorunującym wejściom chóru i niezwykle dynamicznemu kotliście. Łagodność i burzliwość, refleksja i zgroza przeplatały się wciąż.

Najmniej może satysfakcjonowali soliści – zwykle słyszałam z Minkowskim lepszych; owszem, nie było wstydu, ale też nie było wielkiego olśnienia. Chór też miał pewne mankamenty, pod koniec nawet trochę już zawodził w kwestii intonacji. Ale emocje tego wykonania były bardzo intensywne. Także w kontekście: przed wykonaniem dyrygent powiedział, że całe tournée dedykowali pamięci Nikolausa Harnoncourta, ale teraz dedykują je także ofiarom tragedii brukselskiej, po czym uczczono ich pamięć minutą ciszy. Ciekawe – widać taki jest tamtejszy obyczaj – że na siedząco (Minkowski też usiadł na tę chwilę). A bezpośrednio po Requiem wstrzymał brawa, które już podnosiły się w publiczności, i cicho, kontemplacyjnie poprowadził Ave verum corpus. Taki suplement, postscriptum.